Po kilku latach przerwy, po locie w roku 2004, kiedy to doświadczyłam złośliwości i jakiejś takiej dziwnej stanowczości, nieustępliwości i po prostu zwykłego chamstwa obsługi lotniska i samolotu rosyjskich linii lotniczych (hmm… a może nie było aż tak źle jak sobie to teraz na potrzeby wpisu na blogu koloryzuję…?), znów wybrałam Aeroflot. I proszę mi wierzyć- jest o niebo (albo i więcej) lepiej.
Było miło, sprawnie, profesjonalnie i już właściwie zapomniałam co napisałam przed chwilą o tym jak to było w roku 2004!
Jedna tylko rada dla podróżujących przez Moskwę: jeśli nie znacie rosyjskiego, to chociaż nauczcie się czytać! Albo zabierzcie słownik. Słowa-klucze na automatach z napojami (takie jak „espresso”, „ćaj”- herbata, a nawet „sprite”, „nestea” czy „pepsi”) napisane są cyrylicą.
Zabierzcie też ze sobą trochę lokalnej waluty. Ja miałam szczęście załapać się na takie połączenia, gdzie nie musiałam czekać zbyt długo na swój lot przy przesiadce w Moskwie (a raz nawet samolot i reszta pasażerów poczekali na mnie), ale bywają szczęśliwcy, którzy spędzają na lotnisku dłuuuuugie godziny. Przyda się czasem kubek gorącej kawy czy coś do przegryzienia. A za wszystko płacić trzeba rublami.
Lecąc do Indii nudzić się nie będziemy, możemy pooglądać filmy, seriale, posłuchać muzyki czy nagranej książki (oprócz rosyjskich są do wyboru „Angielskie historie miłosne” oraz „Wyspa skarbów- dla uczniów języka angielskiego, kl.6-7”), a jeśli i to nas nie zainteresuje, zawsze możemy liczyć na konwersację z obywatelem/ką Indii (duże szanse, że właśnie obok Hindusa lub Hinduski usiądziemy). Takie konwersacje zawsze zawierać będą pytania obowiązkowe, na które ciekawe odpowiedzi (jak na konkurs, za przeproszeniem, miss świata), można sobie zawczasu przygotować): skąd jesteś, co robisz, co robią Twoi rodzice, ile masz braci i sióstr, gdzie w Indiach chcesz się zatrzymać, gdzie będziesz podróżować, co chcesz w Indiach zobaczyć (tu możemy oczywiście liczyć na opis najpiękniejszych zakątków Indii- to w zależności od tego skąd pochodzi nasz rozmówca), itd., itp.
Tak też i mnie się przydarzyło, po raz już nie wiem który. I dobrze, bo wiem przynajmniej, że w pewnych kwestiach nic się nie zmienia, fundamenty są, świat mi się nie wali. Dobrze jest.
Nie zmienia się też to, że w lipcu w Delhi jest duszno, ciepło, wilgotno, wrażenie „mokrej szmaty” na twarzy murowane przez kilka miesięcy, a ten wyjątkowy smród jaki roztacza rzeka Jamuna o tej porze roku, jest zaiste… jedyny w swoim rodzaju i niezapomniany!
Wczoraj jadąc metrem przez rzekę, widziałam siedem słoni pasących się na szerokim trawiastym brzegu. Siedmiu razem to ja jeszcze nigdy nie widziałam, więc to jedna rzecz, która się zmieniła.
Ciekawe czy tegoroczny monsun będzie łaskawy i czy rzeka nie wyleje tak bardzo jak w zeszłym roku. Bo gdzie się te słonie będą pasły…?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Halo :) dzięki za informację o Moskwie - będę miała mnóstwo czasu na chłonięcie mojego szczęścia ;) krzem.
OdpowiedzUsuń