„Jak w gorący, letni dzień zachować zimną krew w indyjskim urzędzie?” Otóż da się. Większość urzędów posiada bowiem klimatyzowane poczekalnie (proszę zwrócić uwagę jak zgrabnie nawiązuję do tematu poprzedniej ‘Garam masali’…;)). Jeśli mamy trochę cierpliwości, ciekawą książkę i klimatyzowaną poczekalnię- nic więcej nie jest nam do szczęścia potrzebne. Czasami nawet bez książki się obejdziemy- Hindusi to przeuroczy ludzie, lubiący dużo rozmawiać, więc na pewno ktoś zabawi nas konwersacją o tym jak (i dlaczego tak bardzo) podoba nam się w Indiach, o pogodzie w Europie, o krewnych w USA i o Lechu Wałęsie- to oczywiście jak już powiemy, że jesteśmy z Polski…: „Poland, not Holand :)”.
Poczekalnia jest głównym miejscem w urzędach wszelkiego rodzaju i, jak sama nazwa wskazuje, służy do czekania. A „czekanie” z kolei, to towar, na którego brak w urzędach narzekać nie można. Hindusi zadbają o to, byśmy mieli go zawsze pod dostatkiem. Sprawy urzędowe załatwia się w Indiach spokojnie, bez pośpiechu, z przerwą na lunch od 13.00 do 13.30 (co często, choć nie zawsze, oznacza od 12.00 do 14.00, albo lepiej, jeśli lunch jest z deserem). W urzędach jest wiele pokoi, w każdym ktoś siedzi i każdy ma inne ważne zadanie do wykonania: jeden pan otwiera wszystkim drzwi, drugi rozdaje formularze do wypełnienia, jeszcze inny sprawdza, jak już je wypełnimy (oczywiście na sprawdzenie czeka się w kolejce). Jedna pani ma zszywacz i zszywa wszystkie dokumenty i formularze, które mamy ze sobą. Często mamy ich tyle, że zszywka się gnie i łamie, bo jest za mała… i trzeba myśleć jak ten problem rozwiązać… Kolejna pani przystawia pieczątki (koniecznie w różnych kolorach tęczy! Lubimy kolorowe pieczątki!), a jeszcze inna składa swój zamaszysty podpis w odpowiednich miejscach, aby w końcu oddać naszą sprawę w ręce kolejnego, bardzo sympatycznego pana urzędnika. Bywa, że pan urzędnik jest młodym kawalerem. A jeśli tak się składa, że jesteśmy płci żeńskiej- wtedy uśmiecha się ładnie, przeglądając nasze papiery i przybijając kolejne pieczątki, trochę przedłuża całą procedurę zabawiając nas rozmową w stylu „where are you from? Ohhh, it’s a beautiful country, madam…” Rada: grzecznie się ‘odśmiechujemy’ i nie prosimy pana urzędnika, żeby nie gadał tylko się śpieszył, bo to niczego nie przyśpieszy! A jeszcze, nie daj Boże, o przepraszam- nie daj Ganeśo!, zgubi z zemsty właściwą pieczątkę!
Żeby było ciekawiej, pokoje wszystkich osób, do których musimy się udać by załatwić naszą sprawę, mieszczą się na różnych piętrach budynku. Mamy więc szansę bardzo dokładnie zwiedzić sobie dany urząd. Zawsze znajdą się mili i uczynni ludzie, którzy wskażą nam drogę w tym labiryncie. Jedni powiedzą z pełnym przekonaniem, że pokój nr 275, w którym mamy odebrać formularz 13B, znajduje się na końcu korytarza trzeciego, po lewej stronie. Gdy już tam dotrzemy, inna życzliwa dusza poinformuje nas, że właściwie to prawie trafiliśmy, ale pokój nr 275 znajduje się na początku korytarza drugiego, po prawej stronie i że wcale nie dostaje się tam formularza 13B, tylko 7A, ale w zasadzie- to żadna różnica…
Podróże kształcą, a my znamy już budynek jak własną kieszeń, możemy wycieczki oprowadzać. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. No i ta klimatyzowana poczekalnia…
Najlepsze jest w tym wszystkim to, że zawsze, prędzej czy później (no dobra…- raczej później), uda się nam załatwić to, co mieliśmy do załatwienia. A po kilku takich wizytach w podobnych miejscach, człowiek jest już tak cierpliwy, tak spokojny, że zaczyna rozumieć skąd w Hindusach taka skłonność do godzenia się z losem:) Po powrocie z Indii (szczególnie po dłuższym pobycie tam) stwierdzimy, że ta ‘odrobiona lekcja z cierpliwości’ poprawiła nam komfort życia ‘u siebie’ :)
Z serii „jak przetrwać w Indiach”, rada kolejna: nie należy się denerwować, irytować, niecierpliwić. Nic to nie da, a tylko nabawimy się wrzodów żołądka. I po co nam to…?
Jeśli kogoś ciekawi jak założyć sobie konto w banku, przedłużyć wizę albo zapłacić mandat- o tym niebawem…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz