Za opoznienia najmocniej przepraszamy... mily, slodki glosik pani obwieszczajacej radosna nowine w trzech jezykach - orija, angielskim i hindi.
Cala moja podroz z Bhubaneswaru do Delhi miala trwac 29 godzin. To przeciez tylko 1750 km i 32 postoje na stacjach po drodze. W Bhubaneswarze piekna wiosna, 25 stopni ciepla, zyc nie umierac!:) A w Delhi i okolicach - zima. 10 stopni (mroz!) i mglisto. Zima zaskakuje drogowcow nie tylko u nas - w Indiach w zimowej mgle nie jezdzi sie, nie lata, nic sie nie robi, w zimowej mgle madrzy ludzie siedza w domu. Niemadrzy zas, ktorym zachciewa sie podrozy (ja sie do tej grupy zaliczam), musza byc przygotowani na "niespodzianki" wszelkiego rodzaju.
Moj pociag do Delhi spoznil sie troszeczke. Rzec mozna - nieznacznie sie spoznil. Jedyne 17 godzin i 35 minut. No i zamiast "jutro" dojade do Delhi "pojutrze" (przy sprzyjajacych wiatrach, jesli mgly opadna). Ale co tam! Spieszy mi sie gdzies? Jak to powiedzial Momo- chlopiec nader blyskotliwy, bohater "Zycia przed soba" (polecam ksiazke! nie o Indiach wprawdzie, ale blisko;) autor Romain Gary, znany tez jako Emile Ajar): "Wczoraj czy dzisiaj, prosze pana, to wszystko jedno, to tylko czas uplywa".
No nic... cierpliwie czekam. Siedze i obserwuje. Ludzi spiacych na peronach, przykrytych kocami tak szczelnie, ze wygladaja jak worki z kartoflami, rzucone na ziemie. Nie widac nawet koniuszka palca, czubka glowy, czy buta. Dobrze sie szczelnie przykryc, robaki nie gryza przynajmniej... ja sie nie przykrylam i tak sie w tej "obserwacji-medytacji" mojej zapamietalam, ze dalam sie pogryzc jakims moskitom czy czemu tam jeszcze... Czym mnie te robaki gryzly, kasaly czy szczypaly, szczekoczulkami, nogoglaszczkami, aparatami gryzaco-ssacymi czy ssaco0lizacymi, nie wiem... nie jest to wazne- wazne jest to, by sobie poszly precz!
I poszly.
Obserwuje sobie dalej krowy i psy spiace razem- w kupie razniej. A na pewno cieplej. Obserwuje karaluchy. One nie spia w nocy. Jak juz mowilam kiedys- nawet jesli spia, to na pewno tylko udaja, ze spia.
Siedze sobie . Obserwuje. I czytam troche. Do wyboru mam "Folk dances od India", gazete w jezyku orija i ksiazke o jodze, a wlasciwie o pewnym joginie. W tej ostatniej czytam "... kazda rzecz ma swoja pore i kazde zamierzenie ma swoj czas". I kazdy pociag w Indiach kiedys dojedzie do celu. To juz nie ksiazka. To fakty. Cud sie stal i po 17 godzinach i 35 minutach czekania siedze w pociagu, co sie zwie NEELACHAND SUPER FAST EXPRESS (czy ona taki super fast, mialam sie niedlugo przekonac...).
niedziela, 24 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz