Wspomnien czar... Z Orissy wyjechalam juz dawno temu, ale jeszcze obiecalam przeciez zalegle relacje z tego, jakze malowniczego, zakatka Indii. Oto zapiski sprzed miesiaca:
Dzien Turysty. Zrobilysmy sobie. Z Karolina. Z Karolina jestem w Orissie. Za jakis czas sie rozstajemy - ona zmierza do Kerali, ja do Delhi. Ale przedtem wspolna wycieczka. W niedziele. Dzien swiety swiecic trzeba, nie ma zajec, jest wypad za miasto. Do innych miast (swietych, ma sie rozumiec): Puri i Konark. I do wioski co sie zwie Raguradzpur.
Wsiadamy do wypchanego do granic mozliwosci autobusu w Bhubaneswarze. Pojazd podjezdza tak zaladowany ludzmi i bagazami, ze nie ma gdzie wcisnac szpilki. Ludzie w srodku, ludzie na dachu, ludzie "wisza" z boku autobusu, uczepieni krat w oknach. Jakims cudem - cuda zdarzaja sie w Indiach codziennie - miescimy sie jeszcze nie tylko my, ale ze 20 innych pasazerow. Wypakowany po brzegi autobusik podskakuje w rytm hitow z orijskich filmow. Godzinka jazdy i wyzwanie przed nami wielkie - wysiasc z autobusu... Jakos udalo nam sie dopchac do drzwi a potem to juz poszlo gladko - zostalysmy wyrzucone z wielka sila, jak z katapulty, a zaladowany pojazd pojechal sobie dalej, wesolo podskakujac na wybojach.
A my... na piechote, pomalutku, bawiac sie po drodze w "prawdziwe turystki" i robiac miliony zdjec wszystkiemu i wszystkim, jak na "prawdziwe turystki" przystalo (w koncu to nasz Dzien Turysty!:) ), zatrzymujac sie na herbatke, kawke i ciasteczko, doszlyszmy do wioski Raguradzpur.
W wiosce tej mieszkaja znajomi Karoliny - tancerze gotipua.
Foto: Karolina Szwed
O gotipua napisze jeszcze kiedys wiecej. Na razie tyle tylko, ze kultywuja oni tradycje taneczna sprzed lat, z ktorej (miedzy innymi) wywodzi sie "klasyczny" dzis taniec - odissi.
Spedzamy bardzo mila godzinke w wiosce, na herbatce, u zaprzyjaznionej rodziny, odprowadzane przez dzieci zagladamy jeszcze do nowego budynku szkoly dla tancerzy gotipua, i po wypiciu jeszcze jednej obwiazkowej herbatki z mlekiem, imbirem i tona cukru, lapiemy w ostatniej chwili autobus, ktory wiezie nas dalej w swiat...
Kolejny punkt programu "prawdziwych turystek" to swiete miasto Konark i jego glowna atrakcja- swiatynia slonca. Uwaznym czytelnikom przypominam, ze pisalam juz o tej swiatyni czas temu jakis, przy okazji grudniowego festiwalu tanecznego w Orissie, w Konark wlasnie. Nie bede sie powtarzac. Za to kilka zdjec wiecej...
A! tylko jeszcze dodam mala informacje dla turystow zagranicznych: przygotujcie sie na wydatek 250 rupii za bilet wstepu do swiatyni (Hindusi, oczywiscie, 10 rupii:)).
Po Konark zostaje nam Puri - miasto swiete, szczegolnie dla wyznawcow Kryszny. Najwieksza swiatynie w Puri mozemy sobie poogladac z zewnatrz: wstep TYLKO dla hindusow (=hinduistow; duza litera piszemy slowo "Hindus", gdy oznacza ono mieszkanca Indii, natomiast wyraz "hindus", pisany mala litera, oznacza wyznawce hinduizmu, czyli innymi slowy hinduiste).
Przed swiatynia wielkie neonowe tablice informacyjne" "SWIATYNIA DZAGANNATHA! WITAMY WSZYSTKICH WIERNYCH! WSTEP TYLKO DLA HINDUISTOW. ZABRANIA SIE WNOSZENIA JEDZENIA, PICIA, OSTRYCH PRZEDMIOTOW, SKORZANYCH PRZEDMIOTOW, PASKOW, TOREB, ETC, OBUWIA. NIECH ZYJE DZAGANNATH! NIECH DZAGANNATH NAS BLOGOSLAWI!"
Dzagannath - to postac boga Wisznu.
Skoro nie mozemy oejrzec swiatyni, robimy rundke po miescie, niedaleko plazy i... na tym konczy sie niniejszym Dzien Turysty. Trzeba lapac jeden z ostatnich autobusow powrotnych do Bhubaneswaru...
piątek, 12 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz