czwartek, 29 października 2009

Z cyklu: Garam masala..., czyli jak przetrwać w Indiach


"Power cut"... trudno znaleźć lepszy temat na 'dobry początek Garam Masali:) 'Power cut'- te dwa słowa siejące postrach, to dobitne określenie stosowane przez Hindusów na przerwę w dostawie prądu... Zdarza się to tutaj bardzo często, czasem w stałych, określonych godzinach, latem częściej niż zimą, w biedniejszych dzielnicach częściej niż w bogatszych. Są też takie miejsca, gdzie nie zdarzają się nigdy...
W momencie gdy w samym środku lata w domu następuje przerwa w dostawie prądu, należy pamiętać o oszczędzaniu energii własnej. Najlepsze co wtedy można zrobić, to... położyć się brzuchem do góry i leżeć... "Tylko" tyle i "aż" tyle. Najgorzej jest w nocy, gdy człowiek budzi się ze snu i czuje, jak mokre, wilgotne i gorące staje się powietrze. Do tego ta niesamowita cisza przez chwilę (zanim świat nie wybudzi się ze snu). Wszyscy przyzwyczaili się zasypiać przy monotonnym dźwięku włączonego wiatraka, który wisi sobie pod sufitem i niestrudzenie miesza ciężkie, gorące powietrze, aby chociaż jeden podmuch- jeden na dziesięć delikatnych podmuchów, sprawił nam przyjemność.
'Power cut'- powietrze stoi, reszta spływa. Spać nie można, więc siedzi się przy zapalonej świeczce. Trzeba widzieć skąd nadciągają krwiożercze moskity, którym nie stoi już nic na przeszkodzie, żeby do nas dotrzeć (w warunkach bardziej nam sprzyjających, moskity zdmuchiwane są przez nasz wiszący u sufitu wentylator). Do jedynego jasnego punktu w okolicy (do rzeczonej świeczki) lgną wszelkie insekty tego świata (a przynajmniej "TEJ" części świata)- fruwające, biegające, skaczące i pełzające... Swiatło gaśnie, wiatrak umiera- zaczyna się życie na ulicach i na dachach domów. Taki dach to miejsce spotkań rodzinnych, zabaw przyjaciół, to tu toczy się życie... Kto nie może wyjść na dach- wychyla się przez okno, w nadziei, że na zewnątrz jest chłodniej (nadzieja dobra rzecz, ale nie liczyłabym na chłód w lecie; chyba że jestemy szczęśliwymi posiadaczami lodówki i włożymy sobie do niej głowę). Nikt się nie denerwuje... czasem tylko ktoś zadzwoni do 'elektrowni', żeby się poskarżyć na swój los. Czy zadzwonimy, czy nie- efekt taki sam. Czekamy...
Nagle powoli świat robi się jaśniejszy, zapalają się światła, zewsząd słychać westchnienia ulgi, oklaski, okrzyki radosci- w Indiach zawsze jest co świętować! I ten najprzyjemniejszy ze wszystkich na świecie dźwięk- odgłos wentylatora pod sufitem powoli startującego, rozpędzającego się, mieszającego gorące, wilgotne i ciężkie powietrze- które, o dziwo, nie wydaje się już takie gorące i ciężkie... Jak widać "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia":) A ile radości!
W przeciętnych domach zazwyczaj nie ma takich luksusów jak klimatyzacja (nawet jeśli przestanie działać na jakis czas, to i tak ochłodzonego powietrza na trochę nam starczy). Jednak spójrzmy na to z innej strony: przy upale sięgającym ponad 40 stopni Celsjusza, temperatura w klimatyzowanym pomieszczeniu może nie przekraczać 20 stopni. Wyjdźmy kilka razy z domu na świeże powietrze... 20 stopni- 40 stopni- 20- 40...- takie szoki termiczne są już chyba dla organizmu niewskazane. Możemy się przeziębiać co tydzień! Na całe szczęście nie mamy klimatyzacji w domu! I jak? Od razu lżej na sercu, prawda?:)
Z dobrodziejstw klimatyzacji możemy korzystać od czasu do czasu w sklepach, restauracjach, bankach, urzędach wszelkiej maści...- ale urzędy to już temat na osobną historię w Garam Masali...

Foto: prywatne zbiory autorki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz