sobota, 22 października 2011

Pocztowki z Indii...

Az sie przerazilam….

28 sierpnia to bylo juz przeciez wieki temu. Kilka swiat za nami (wiele przed nami), kilka skandali politycznych za nami (wiele przed nami, oj wiele…), wakacje za nami (mam nadzieje, ze przed nami tez jeszcze wiele, w perspektywie).

Jakie skandale polityczne? Lepiej nie gadac. Nie nadazam juz.

Jakie swieta? O tym mozna pogadac. Na ten przyklad Dussehra (dzis polskiej czcionki nie stosuje, wiec nazwy wszelakie podaje w formie zangielszczonej)- zwyciestwo “dobra nad zlem”, triumf boga Ramy nad demonem Rawana. Tego ostatniego- biedny, mnie tam zawsze jest go zal- dziesiecioglowego demona uosabiaja duzych (lub wiekszych niz duzych) rozmiarow kukly, ktore na koniec swietowania koncza swoj zywot w plomieniach, przy akompaniamencie fajerwerkow.

Za nami takze Durga Puja- swieto bogini tym razem (ktora to z kolei pokonala demona Mashishasure).

Za nami tez Karva Chauth- swieto podobno kobiet (tak twierdza niektorzy), podobno mezczyzn (twierdza inni). Przywilej kobiet tego dnia: zachowuja post w intencji swych mezow. Oby zdrowi, silni i szczesliwi byli i oby wiodlo im sie w zyciu i w interesach! Przywilej mezczyzn tego dnia- pozwalaja swym zonom zachowac post:) Panie, starsze i mlodsze, tego dnia pieknie wygladaja, nie jedza, nie pija, maluja henna cudenka na dloniach, zakladaja najlepsze ciuchy. Jedna moja znajoma wybrala sie nawet do spa na million zabiegow i masazy oraz do wizazystki na makijaz! Panie dostaja potem podobno prezenty… W sumie cala ta “draka” w intencji meza, ale prezenty, spa, masaze i makijaze- nasze, wiec ok. A i jeden dzien glodowki tez sie przyda. Dobry dla zdrowia- toksyny won z organizmu! Ja nie zostalam oczyszczona… Nie glodowalam, zjadlam wspaniale 3 posilki. A po kazdym deser! Co moj maz na to? Otoz nic, bo nawet nie wiedzial, ze sie posci. Jego strata. Nieznajomosc prawa szkodzi! Jak sie go nie zna to nie mozna go egzekwowac:) Czy moja niesubordynacja sprowadzi nieszczescie na pana i wladce? Pozyjemy, zobaczymy. Na razie malzonek miewa sie niezle.

Za nami oczywiscie Diwali, swieto swiatel. Szal przedswiatecznych zakupow, nieprzespana noc (sztuczne ognie, fajerwerki, duzo huku!).

Uff... to sie naswietowalismy.

A teraz wroce na chwile do tych wakacji co to juz tez za nami. Turystycznie- tym razem Bihar.

Nalanda, ruiny wspanialego, jednego z pierwszych w historii uniwersytetu, zalozonego w 427 roku. Klasztor-Uniwersytet skupial studentow nie tylko z Indii, ale takze z Korei, Chin, Japonii, Tybetu, Indonezji i Turcji.Byl co prawda glownie osrodkiem buddyjskim, ale przyjmowal naukowcow, profesorow i studentow niezaleznie od ich wyznania czy pochodzenia. W campusie uniwersyteckim, dzis znajdujemy niestety ruiny swiatyn, sal lekcyjnych, sal do medytacji, ogromnej biblioteki, a takze akademika. Wszystko to miesci sie w oddalonym od glownych drog wielkim parku (na terenie uniwersytetu byly kiedys takze jeziora, ach...!)

Rajgir. Wjezdzamy kolejka linowa... Przede mna starsza pani, ktora na widok kolejki zaczela zarliwe modlitwy. Przezyla:) Ja tez:)

Bodhgaya. Miejsce w ktorym Siddharta Gautama zostal Budda.

Dlaczego tak enigmatycznie? Otoz powyzsze, jakze piekne i malownicze opisy, mialy byc opatrzone rownie pieknymi i pewnie jeszcze bardziej malowniczymi zdjeciami. Jednakowoz, jak pewnie Szanowny Czytelnik zdolal zauwazyc, zdjec nie ma. Nie ma, bo ktorys z posrednikow w drodze zdjecia z folderu "Zdjecia z Biharu" na bloga, odmowil wspolpracy. Jak mu sie zachce znow pracowac- poleca i zdjecia.

Tymczasem w Delhi chlodniej i chlodniej... Po Diwali zawsze chlodniej! Niedlugo zima, cieple koce, gorace herbaty z miodem i cytryna, gorace orzeszki sprzedawane na ulicy, lodowata woda w kranie, lodowata marmurowa podloga, mroz na zewnatrz, mroz w domu, ach... az sie nie moge doczekac...

.

niedziela, 28 sierpnia 2011

Pocztowki z Indii...

Anna Hazare przerwal dzis o 10 rano swoj strajk glodowy. Rzad nie mial wyjscia i zgodzil sie na postawione przez Hazare warunki dotyczace antykorupcyjnej ustawy "Jan Lokpal".
Swietowanie (moze jakby nie byla to niedziela, do dostalibysmy w Indiach dzien wolny od pracy, kto wie;)).

No i teraz czekamy... Kolejny ruch (oby wlasciwy!) wykonac musza rzadzacy...

wtorek, 23 sierpnia 2011

Pocztowki z Indii...

Listy do redakcji- Anna po raz kolejny.

Lekture porannej gazety rozpoczynam od protestu Hazare. Kolejne strony- Anna Hazare. Anna Hazare prawie do samego konca (wylaczajac trzy ostatnie strony, ktore traktuja o sporcie- to sie chyba nigdy nie zmieni, chocby nie wiem jakie wazne rzeczy dzialy sie w kraju lub za granica;)).

Uwazniej przygladam sie ostatnio, wsrod tych wszystkich wiadomosci, kolumnie "Listy do redakcji".Nietrudno zgadnac czego dotyczy od tygodnia 95% listow do redakcji gazet codziennych. Otoz: Hazare!

Tylko proporcje "za i przeciw" zmieniaja sie troche. Jeszcze pare dni temu nie bylo ani jednego glosu czytelnikow "przeciw". Dzis juz zaczeli sie odzywac sceptycy.

Arundhati Roy, znana indyjska pisarka (m.in."Bog rzeczy malych"), aktywistka, dzialaczka, napisala obszerny atykul, w ktorym nie zgadza sie z metodami, ktore stosuje Anna Hazare, twierdzi ze jego krucjate nakreca "agresywny nacjonalizm", pisze wreszcie ze Anna i jego najblizsi "wspolpracownicy" pozostaja slepi i glusi na inne problemy ludzi w Indiach, na inne dramaty "zwyklego czlowieka", a tylko skupiaja sie (i to w sposob niedopuszczalny) na korupcji na najwyzszym szczeblu.

Artykul Roy opublikowany wczoraj, rozpoczal nieco ostrzejsza debate spoleczna.
Oczywiscie setki tysiecy popierajacych Hazare nadal go popieraja, w sumie nic sie nie zmienia, Anna nadal gloduje, a korupcja nadal "wielkim zlem jest"!
Ale w "Listach do redakcji", ktore ostatnio namietnie czytam (interesujace jest jak zmieniaja sie glosy czytelnikow, albo tez jak redakcja selekcjonuje napisane do niej listy;)), rozpoczela sie dosc smiala wymiana zdan i twarde komentarze do wydarzen ostatnich dni.

Z niektorymi nie sposob sie nie zgodzic, z innymi trudniej. Faktem jest, ze Anna Hazare domaga sie bardzo rygorystycznego prawa antykorupcyjnego. A to oznacza tez, ze "grupa starannie dobranych osob" bedzie miala- w duzym skrocie- prawo pozbawic wolnosci i majatku kazdego urzednika panstwowego (od premiera, przez parlamentarzyste do urzednikow nizszych ranga) jesli okaze sie, ze bierze on lub daje lapowki, lub ze ma z tym cokolwiek wspolnego.

Ludzie sa bezsilni I dlatego juz zli, zmeczeni, maja dosc, potrzebuja zmian I kogos kto ich zmobilizuje do dzialania I da jakas nadzieje na to, ze walka o zmiane systemu ma sens. Anna Hazare jest wlasnie takim “kims”, walczy ostro I nie ustepuje.

Zwolennicy: Tak!!! tylko takim twardym prawem jestesmy w stanie wyeliminowac korupcje z zycia publicznego.
Sceptycy: zaden czlowiek nie moze sam stanowic prawa i szantazowac rzad w taki sposob. Anna staje sie powoli “dyktatorem”. Poza tym zycie zwyklego obywatela nie zmieni sie ani na jote jesli w wiezieniu wyladuje za wziecie milionowej lapowki jakis parlamentarzysta.

Pewnie tak… Korpucja na “najnizszym szczeblu”, w stylu: jak nie dasz w kopercie (albo i bez koperty, tez przejdzie) 100 rupii, to bedziesz czekac na przeniesienie papierka z biurka jednego urzednika na biurko drugiego urzednika pol roku zamiast tydzien, nie zniknie, dopoki nie zmieni sie mentalnosc ludzka. A to chyba wymaga jakiejs potezniejszej niz strajk pracy u podstaw…

Faktem jest, ze od tygodnia media nie zwracaja uwagi na nic innego co dzieje sie w kraju (newsem numer jeden jest Anna i jego glodowka). Za to wlasnie, za te cala “szopke wokol Hazare I jego grupy” dostaje sie mediom mocno po uszach od Arundhati Roy.
Ale tez coraz czesciej ludziom przypomina sie przy tej okazji (przy okazji strajku Hazare) o innych protestujacych w innycha czesciach Indii. Protestujacych przeciwko niesprawiedliwosci, przeciwko lamaniu prawa przez wladze, przeciwko nieczulosci na ludzkie cierpienie. A komu sie to wszystko “przy okazji” przypomina- autorom listow do redakcji. Szkoda, ze nie samej redakcji…
Fakt, zapomnialam- przypomina sie takze Arundhati Roy, ktora we wspomnianym artykule, zrzyma sie i wyraza zal, nawet z nutka obrzydzenia, ze uwaga mediow i calych Indii (takze coraz wiekszej rzeszy Hindusow I nie-Hindusow na calym swiecie) skupia sie na antykorupcyjnym protescie Hazare. Porownuje jego protest z glodowka Irom Sharmili z Manipuru. I nietrudno sie domyslec, jak blado wypada w tym porownaniu Hazare…

Irom Sharmila miala 38 lat, gdy w 2000 roku (!!!) rozpoczela glodowke az do smierci. Protestuje przeciwko totalnie niedemokratycznej ustawie dajacej w Manipurze nieograniczone prawa silom zbrojnym. Wojsko korzysta z tych ‘przywilejow’ i zamienia zycie mieszkancow Manipuru (przeciez obywateli demokratycznych Indii!) w pieklo na ziemi. Ludzie boja sie po zmroku wyjsc na ulice, zyja bez wody, elektrycznosci I boja sie przeciw temu protestowac- grozi im najgorsze. A wszystko “zgodnie z prawem”. Irom Sharmila od ponad 10 lat zada zniesienia tych niemajacych nic wspolnego z demokracja nieograniczonych praw wojska I wladz Manipuru. Co na to rzeczone wladze? Sharmila zostala aresztowana, i jako wiezniarka przebywa w szpitalu w stolicy Manipuru- Imphal. Jest sila karmiona, co roku uwalniana i po chwili aresztowana ponownie (gdyz nie zamierza przerwac glodowego strajku). Sharmila dostala nagrody za swa niestrudzona walke, ale… co to zmienilo…? Nie stoi za nia zadna organizacja, zadna grupa (jakas, powiedzmy, Team Sharmila- analogicznie do Team Anna, jak zwa grupe najblizszych wspolpracownikow Anny Hazare).
Jej protest trwa juz na tyle dlugo I jest tak daleko od stolicy kraju, ze zostal po prostu zapomniany, albo moze- co moze nawet straszniejsze!- spowszednial...

Teraz zaczal pojawiac sie w “Listach do redakcji”. Moze zajmie sie nim tez czesc redakcji? To dobry moment. Anna Hazare obudzil troche narod indyjski, w gotowosci postawil rzad i politykow, pewnie tez przestraszyl wielu skorumpowanych urzednikow, zwrocil (z wielkim medialnym wsparciem I hukiem) uwage na prawa obywateli Indii ustanowione w konstytucji i byc moze ta uwaga przeniesie sie tez w te bardziej zapomniane rejony kraju (nie tylko przeciez do Sharmili do Manipuru, ale do wielu innych “zapomnianych” miejsc i “zapomnianych” ludzi).

Zajrzalam sobie “w siec”, postanowilam troche poszperac i dowiedziec sie ile ksiazek i artykulow napisala ostatnio Arundhati o Sharmili. Otoz- niewiele. Ostatnio tylko wlasnie w The Hindu w artykule “I’d rather not be Anna”. Nie twierdze oczywiscie, ze Arundhati Roy dopiero teraz przypomniala sobie o Sharmili,oczywiscie ze nie, ale te porownania i oskarzenia w jej ostatnim tekscie sa zbyt ostre i krzywdzace. Jesli ma Pani, droga Pani Roy, jakis pomysl na walke z korupcja, prosze walczyc! I prosze tez nie spodziewac sie ze 74 letni pan Hazare dzis zarzadzi kolejne glodowki w zwiazku z innymi, gnebiacymi narod i obywateli, problemami. Musialby chyba glodowac do konca swiata i jeden dzien dluzej! Ten pan, prosze Pani, obral sobie korupcje jako cel zniszczenia I robi co moze by to osiagnac. A ze ma wokol siebie odpowiednich ludzi (byla szefowo delhijskiej policji, ludzi mediow, znanych dzialaczy), moze dlatego robi tyle halasu. I czy to zle ze robi tyle halasu? Chyba raczej dla sprawy to dobrze…? Ale moze sie myle…

Nie bylo wystarczajaco duzo halasu wokol akcji oczyszczenia Gangi, i glodowki ktora w zwiazku z tym podjal pewien asceta z Haridwaru, 34-letniSwami Nigamananda. I jak sie to skonczylo…? Obeszlo sie bez halasu, a asceta umarl z glodu. Trzeba bylo, prosze Pani, o tym pisac, skoro pisze sie duzo, czesto, wystepuje w telewizji, chodzi na rozdania nagrod, protestuje, walczy jest sie aktywna i znana w swiecie osoba! A teraz prosze zostawic pana dziadka Hazare w spokoju, bo juz go zdazylam polubic!

No to sobie pogadalam z pania Roy. Nie, nie ludze sie wcale, ze mi odpowie;) Lepiej niech nie odpowiada, bo bede musiala zrobic wiekszy i powazniejszy ‘risercz’ niz tylko taki, ktory wystarczyl do ponarzekac sobie na to co napisala;))

A tymczasem Hazare nadal strajkuje, choc stan jego zdrowia troche sie dzis pogorszyl…
.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Pocztowki z Indii...

Tlum maszeruje, rzad sie czolga...

Gdy na poczatku kwietnia tego roku Anna Hazare, staruszek o dobrych oczach, ubrany w biale dhoti i kurte, rozpoczal swoj "antykorupcyjny" strajk glodowy na oczach calego narodu (nie bylo chyba stacji telewizyjnej ktora nie relacjonowalaby tego wydarzenia), politycy pospieszyli do niego z kwiatami, solidaryzowali sie z nim i z popierajacym go tlumem. Zgodzili sie pochylic nad zaproponowanym przez Hazare projektem ustawy antykorupcyjnej, glosno i duzo krzyczeli ze korupcja to wielkie zlo jest i zwalczana byc powinna! Kwiaty, przemowienia, zapewnienia, w centrum milczacy i oslabiony strajkiem glodowym, ale usmiechniety Anna Hazare.

Kilka miesiecy pozniej- 16 sierpnia, dzien po obchodach swieta niepodleglosci- Anna Hazare laduje w delhijskim wiezieniu. Policja przewozi go tam, gdyz "pogwalcil prawo"- siedzial w miejscu publicznym i podjal po raz kolejny strajk glodowy (bo poprzedni przyniosl tylko obietnice, ale zadnych konkretow), z zamiarem strajkowania do skutku. Nie podal daty planowanego zakonczenia protestu, nie wiadomo jak dlugo jest w stanie glodowac, jak wielu dzialaczy spolecznych i "przedstawicieli narodu indyjskiego" przylaczy sie do niego... Normalnie niebezpieczny czlowiek!

Tlum zbiera sie na ulicach Delhi i wszystkich innych miast i wiosek w Indiach, ludzie popierajacy Hazare koczuja przed wiezieniem, w ktorym Anna kontynuuje swoj protest glodowy.
Opozycja krzyczy w parlamencie i oskarza rzad, rzad sie kompromituje, miota w zeznaniach, nie wie jakie rozkazy wydac policji. W koncu decyduje sie wypuscic Hazare z wiezienia pod warunkiem ze nie bedzie dalej strajkowal. Hazare sie nie zgadza, siada w wieziennym korytarzu przy donicy z kwiatem i odmawia opuszczenia przybytku dopoty, dopoki nie dostanie pozwolenia na kontynuacje protestu. Coraz wiecej ludzi na ulicach, masowe zwalnianie sie z pracy- byle tylko przylaczyc sie do protestujacych i wspierac Anne. W koncu rzad kapituluje, 18 sierpnia wieczorem Anna dostaje pozwolenie na dwutygodniowy strajk na Ramlila Maidan w Delhi.




Kisan Baburao Hazare, znany jako Anna, urodzony w 1937 roku,najstarszy z 9 rodzenstwa, w dziecinstwie uwielbial puszczac latawce. Ukonczyl 7 klas, przerwal nauke, wyjechal z rodzinnej wsi i zaczal sprzedawac kwiaty na ulicach Bombaju. Zarobione pieniadze wysylal rodzinie. Codziennie uzeral sie ze skorumpowanymi policjantami, kilku nawet w gniewie pobil. Byl pozniej ponoc jeszcze sprzedawca owocow (uzeranie sie ze skorumpowanymi policjantami trwalo nadal). Pozniej zaciagnal sie do wojska, byl kierowca jeepa na wojnie w 1965. Duzo palil, jeszcze wiecej pil.

Gdy jako jedyny przezyl ostrzal wojskowego jeepa, ktory prowadzil, postanowil "przejsc na emeryture". Zaczal duzo czytac, medytowac, przestal pic i palic. Wybral inne zycie, wrocil na wies i zaczal przewracac ja do gory nogami, od podstaw.

Kiedys bezrobotni, biedni i glodni ludzie, po jego reformach zaczeli ksztalcic swoje dzieci, uprawiac ziemie, pracowac, byli w stanie splacic swoje dlugi, nie musieli zaciagac nowych. To w duzym skrocie- brzmi jak bajka. ale to wszystko prawda. Wszystko zasluga Hazare.

Za sposob w jaki przeprowadzal reformy wsi, za dzialalnosc charytatywna, za wybitny wklad w rozwoj kraju i poprawe jakosci zycia jego mieszkancow, dostal wazne odznaczenia i tytuly. Pieniadze z nagrod oddaje potrzebujacym i przeznacza na projekty i reformy, ktore z powodzeniem wprowadza w zycie. Ludzie go kochaja, popieraja, podziwiaja. Anna Hazare nie posiada majatku, nie ma samochodu, nie ma nawet domu. Mieszka w malym pokoju w swiatyni, od 1976 roku.

W 2003 podjal antykorupcyjny strajk glodowy, ktory zakonczyl sie sukcesem i wielu wysoko postawionych urzednikow panstwowych i politykow musialo zrezygnowac ze swych stanowisk.
Ale 2003 rok to juz lata swietlne za nami, korupcja wrocila (a raczej nigdy nie zniknela), a ludzie maja juz tego dosc. W kraju gdzie prawie zaden urzednik nie wykona swojej pracy (za ktora oczywiscie dostaje pensje), bez koperty pod stolem, w kraju gdzie ludzie czekaja na wydanie paszportu czy innych waznych dokumentow ponad dwa lata (a z koperta- 2 miesiace, czyli tyle ile trwac powinna cala procedura), w kraju gdzie lapowka (od glupich 50 rupii- doslownie- do kilkuset tysiecy rupii) jest po prostu zwyczajem, normalna sprawa, codziennoscia jak ziewanie czy czytanie porannej gazety, 74 letni Anna Hazare podejmuje kolejny strajk glodowy...
Jak to sie skonczy tym razem? Do tej pory probowano oskarzac Anne o.... korupcje!:) Chciano przeswietlic jego majatek, ale... nie znaleziono majatku. Nie udalo sie przeswietlanie, to wsadzono go do wiezienia. To tez nie wypalilo, wiec pojawil sie pomysl wyslania Hazare gdzies poza Delhi (niech nam tylko nie przeszkadza w stolycy!)- tez nie wyszlo, motyla noga!!!

Czekamy i popieramy. Tlum maszeruje, rzad sie czolga.

C.d.n.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Pocztowki z Indii...


Swieta, swieta... i po swietach.
Dlugi weekend minal szybko, deszczowo, chlodno, parno i duszno (tak, to wszystko razem jest jak najbardziej mozliwe).
W sobote: dzien wolny w zwiazku z Rakszabandhan (co roku obchodzonego swieto braci i siostr, o ktorym pisalam juz w zeszlym roku).
W niedziele: dzien wolny w zwiazku z... niedziela.
W poniedzialek: dzien wolny w zwiazku z obchodami Dnia Niepodleglosci.
Dzis, wtorek: dla niektorych dzien wolny w zwiazku ze straszliwie niskim cisnieniem i straszliwym bolem glowy niektorych (ktory jednakowoz nie przeszkadza w pisaniu bloga, wiec niektorzy pisza;)).
Ostatnie dni to czas podwyzszonej gotowosci, bardziej skrupulatnych przeszukiwan toreb i kieszeni w metrze, wzmocnionej ochrony i wiekszej ilosci policjantow na ulicach. Obawiano sie oczywiscie zamachow terrorystycznych i zalecano "unikac zatloczonych miejsc" (hmm... jasne! pestka! niezatloczone miejsce mozna w tym miescie znalezc chyba tylko na srodku rzeki Jamuny, a i to nie zawsze, bo czesto kapia sie tam bawoly i slonie). Zadne bomby na szczescie nigdzie nie wybuchly.

Jak codzien rano (swieto czy tez nie) na bakon wleciala gazeta i trafila w basen, w ktory zamienil sie nasz balkon (leje bez przerwy; w koncu to pora monsunowa ostatecznie- lepiej pozno niz wcale). Jednyna sucha czescia gazety, ktora zachowala sie w samym srodku, byl dodatek dla dzieci. Zaczelam wiec poranna prase od tego wlasnie kawalka. Rozwiazalam kilka rysunkowych zagadek, mini-sudoku, jakis quiz matematyczny (o rety!), dowiedzialam sie, ze Vidya z klasy VI i Aman z VII zostali mistrzami szachowymi w delhijskich rozgrywkach miedzyszkolnych, a potem trafilam na czesc patriotyczna tegoz dodatku dla dzieci, post I-Day (I-Day to w skrocie Independence Day, Dzien Niepodleglosci). A ze w czesci patriotycznej ciekawe informacje- przedrukowane z Wikipedii;)-pozwole sobie przytoczyc.

Oto co kazde dziecko (nawet to, ktore nie czyta dodatku dla dzieci w gazecie The Hindu)wiedziec powinno o... fladze Indii:




Tiranga- trojkolorowa flaga Indii- zaprojektowana zostala przez Pingali Venkayya, urodzonego w 1876 roku w Bhatlapenumarru (w Andhra Pradesh). Po ukonczeniu szkoly Pingali wyjechal z Indii do Colombo, by sie ksztalcic, a po powrocie pracowal jako urzednik panstwowy i kontynuowal nauke w Lahore. Wiele ma zaslug dla kraju na swym koncie, walczyl miedzy innymi w armii indyjskiej, no i - dochodzimy wreszcie do sedna sprawy- przedstawil koncowy projekt flagi indyjskiej (trzy kolory i kolo Asoki na srodkowym bialym pasie), zatwierdzony 22 lipca 1947 roku, uzywany do dzis.

Wczesniejszy projekt przedstawiony w 1922 roku Mahatmie Gandhi'emu, skladal sie z pasow czerwieni i zieleni, gdzie kolory mialy symbolizowac odpowiednio: spolecznosc hinduska i muzulmanska (dwie najliczniejsze grupy). Gandhi zasugerowal dodanie posrodku pasa bialego, symbolizujacego pozostale grupy spleczne Indii, a na tym bialym tle umiescil wizerunek kolowrotka- symbol postepu i rozwoju narodu indyjskiego.
Pozniej kolowrotek (Mahatmy Gandhi'ego) zostal zastapiony tzw. kolem Asoki - buddyjskim kolem dharmy (jak kto woli : porzadku, prawosci, sprawiedliwosci).
I tak powstal symbol niepodleglych Indii.

Kto teraz, z marszu, opowie historie i wyjasni znczenie kolorow i symboli na fladze Polski...?

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Pocztowki z Indii...

I-Day, Dzien Niepodleglosci

Kiepska pogoda, przemowienia "wielkich tego swiata" (czyli m.in Sheili Dikshit i premiera Indii) nie przerwaly wojny latawcow, co roku rozgrywanej na dachach delhijskich domow (i ponad nimi). Muzyka z glosnikow, okrzyki, tance, fajerwerki - tak swietowalismy dzis 64 urodziny Matki Indii.





Foto: Marta Krzem.

piątek, 15 lipca 2011

Pocztowki z Indii...



Save the Tiger… a może i coś więcej.

Chciałam zrobić coś dobrego dla świata i tygrysów w Indiach, chciałam przyczynić się do ich ratowania! I dlatego gdy przeczytałam na pewnej sporych rozmiarów ulotce nagłówek „Save the Tiger”, zakasałam rękawy i… Kłamię, wcale nie musiałam zakasywać, bo miałam krótkie, w końcu tutaj ciepło jest o tej porze roku… i nie tylko o tej, a o prawie każdej… ech! Wracając do rzeczy: „Save the tiger”? No to do roboty…

I wgłębiłam się w artykuł na ulotce, który zatytułowany był właśnie tak.
Przeczytałam i…
…nie uratowałam tygrysa. Żadnego, chociaż wciąż chcę to zrobić i uważam, że to jest świetna sprawa i jeśli tylko kiedyś przyjdzie do mnie jakiś tygrys i powie, że chce by go ratować- to się nie zawaham!

Ale za to, zainspirowana artykułem na ulotce, poszłam na wspaniały koncert, na który ulotka była jednocześnie zaproszeniem. A co z tym ma wspólnego ratowanie tygrysów? Po prostu streszczę to, co przeczytałam.

A! Niniejsza praca jest tylko streszczeniem artykułu, zawiera tłumaczenie wybranych fragmentów lub ich odautorski komentarz. Nie poświęcam szczególnej uwagi omówieniu sytuacji politycznej i gospodarczej Indii, a jedynie przedstawiam sytuację, która pozwoli osadzić w odpowiednim kontekście rozważania na temat roli i znaczenia przedmiotu artykułu. Posłużę się w głównej mierze polską transkrypcją popularną.
Całość zamknie wykaz literatury wyzyskanej w pracy, który zawiera źródła… No dobra, bez przesady!:)
Ach! Nie mogłam się powstrzymać;)

A teraz już na zupełnie poważnie:

„Gdy kilka dni temu odszedł od nas maestro Asad Ali Khan, dotarła do mnie smutna i straszna prawda: przyszłe pokolenia nie będą miały najprawdopodobniej szansy usłyszeć pięknego brzmienia ‘winy Rudra’ (‘wina’ to instrument strunowy, a ‘Rudra’ to jeden z jego typów), w pełnym wyrazu stylu khandarwani, który opanował mistrz.
Asad Ali Khan pozostawił bowiem tylko jednego ucznia, który kontynuuje tradycję rodzinną…
Gdy tygrysom w Indiach groziło wyginięcie, bardzo skrupulatnie i z wielką troską zajęto się ratowaniem tych, które pozostały, i robiono (i nadal robi się) wszystko, by nasze dzieci oraz dzieci ich dzieci mogły podziwiać te piękne zwierzęta nie tylko w książkach pod hasłem ‘wymarłe gatunki’… To wspaniałe, że takie wysiłki zostały podjęte i że los tygrysów nie jest nam obojętny.
Smutne natomiast jest to, że giną też inne skarby, ginie nasza tradycja, sztuka, i niewiele robi się by temu zapobiec…”

Tutaj autor wspomina wszystkie ułatwiające ludziom życie „wynalazki, które dał nam Zachód”, jak internet, telefony komórkowe, samoloty i… klimatyzację. To co sprawia, że nasze życie poprawia się pod względem materialnym, cenimy wyżej, bo ta poprawa następuje szybko i efekty są namacalne. A to co Indie już mają, co mogą dać światu, co jest ich dziedzictwem i co przyczynia się do rozwoju życia duchowego, nie jest doceniane. Bo, według autora arykułu, dziś w ludziach jest mniej cierpliwości, mniej zaufania do działania, które każe długo czekać na efekty… itd, itp.

Jak by na to wszystko nie patrzeć- prawdą jest, że giną nie tylko tygrysy w Indiach. Ginie sztuka…
Wina Rudra, surbahar, gottuwadjam (to instrumenty strunowe używane w muzyce południowo i północnoindyjskiej) i wiele innych tradycyjnych instrumentów muzycznych, odchodzi w zapomnienie.
Dhrupad (styl śpiewu, odmiana klasycznej indyjskiej muzyki), biraha (ludowe pieśni z Biharu), pandawani (pochodząca ze stanu Ćattisgarh i popularna też wśród plemion w Orissie i Andhra Pradeś sztuka śpiewania, recytowania, odgrywania historii opiewających czyny braci Pandawów), czy patua (styl malowania na zszytych ze sobą kawałkach papieru, pochodzący z Bengalu), też nie mają już wielu wykonawców, nauczycieli i uczniów.
Szkoda byłoby stracić to na zawsze…

Taki nastrój panował podczas tego właśnie koncertu, na który wybrałam się całkiem niedawno, by „ratować tygrysy”. Dużo przemówień, dramatyczne apele ludzi kultury, muzyków, dziennikarzy, wręczanie sobie nawzajem kwiatów i tytułów, wspominanie artysty, który niedawno odszedł, i w tym wszystkim jeden człowiek- Ali Zaki Haider Khan- który nie powiedział nic, ale na całe szczęście zagrał na winie Rudra… I to tak wzruszająco, głęboko i pięknie, że żaden ze słuchaczy nie miał wątpliwości, że tego „tygrysa” trzeba uratować za wszelką cenę.

Ali Zaki Haider Khan jest siostrzeńcem Asad Ali Khana i jedynym jego uczniem, który opanował trudną umiejętność gry na winie Rudra. Ponieważ mistrz nigdy się nie ożenił i nie miał własnych dzieci (zdecydował się poświęcić całe swoje życie muzyce), adoptował swego siostrzeńca (choć ten miał oficjalnie rodziców), by przekazać mu tradycję rodzinną, która przechodzić ma z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna.

„Usynowił mnie, ponieważ nie miał następcy. Niewielu było gotowych uczyć się gry na winie Rudra. Miał kilku uczniów, nawet z zagranicy, których uczył grać na sitarze, ale nikt oprócz mnie nie był zainteresowany tym pięknym i trudnym do okiełznania i pełnym niezwykłej mocy instrumentem. Trzeba wieść życie ascety, poświęcić się tylko winie Rudra, grać dzień i noc (szczególnie w nocy), przez kilka lat, jeden i ten sam dźwięk, żeby zrozumieć jego siłę, moc i to coś ulotnego, jak delikatny zapach perfum…”- mówi Zaki Haider Khan w wywiadzie dla The Hindu.


Asad Ali Khan i Zaki Haider Khan

Wina Rudra jest „trudna do okiełznania i pełna niezwykłej mocy” dlatego, że miała być stworzona przez samego boga Śiwę - Rudrę. Instrument leży na podłodze, gdy jest strojony, ale by na nim zagrać, trzeba unieść go i położyć sobie na ramieniu. Ustad Asad Ali Khan mawiał, że to dlatego, że ten rodzaj winy został stworzony przez tak potężnego boga. Inne instrumenty kładzie się z uczuciem na kolanach lub trzyma przy sercu. Wina Rudra „siedzi” całym swym ciężarem na muzyku i wymaga siły i dużej kontroli, przede wszystkim kontroli oddechu. Ponieważ cały gryf spoczywa na klatce piersiowej, czasem konieczne jest wstrzymanie oddechu, by jej wznoszenie się i opadanie podczas wdechu i wydechu nie zakłóciło brzmienia dźwięku. Ważne jest też to, że grający na winie Rudra powinien uklęknąć i usiąść na piętach, a nie w pozycji ze skrzyżowanymi nogami jak to jest w przypadku innych indyjskich instrumentów.

Na zrobienie winy Rudra, instrumentu sporych przecież rozmiarów, potrzeba około 8 miesięcy. Najpierw trzeba znaleźć odpowiedni budulec: dwie dynie w tym samym rozmiarze (przy czym dynia, której nasiona są słodkie, zostaje odrzucana; nie można jej wykorzystać ze względu na robaki, które gustują w słodkich nasionach dyni i mogą zaatakować instrument…).

Instrument musi być też „skrojony na miarę”. Nie można grać na winie zrobionej dla kogoś innego.

„Jest kilka osób, które się tym zajmują, ale prawdziwych artystów którzy potrafią wykonać winę w taki sposób, by ‘żyła’, zostało może tylko dwóch lub trzech… Tak jak i nauczycieli. Nie mówiąc już o uczniach”, mówi ze smutkiem Zaki Haider Khan.

Foto: indianetzone.com, thehindu.com

środa, 6 lipca 2011

Pocztowki z Indii...




Czasem jest tak, że nie można odżałować czegoś, czego się nie zrobiło… No i właśnie tak mam. Przegapiłam pewne wydarzenie i muszę czekać rok na kolejne... Poczekam, warto:)

Od 22 lat (teraz to od 23 lat, bo już po frytkach) w Delhi organizuje się święto mango. Ach! Jakież to jest święto!!! To absolutnie raj dla miłośników tych wspaniałych owoców (a ja się do tych miłośników zaliczam). Ci którzy nie lubią mango (czy ktoś w ogóle odważy się do tego przyznać?!) tutaj właśnie odkrywają, że byli najdelikatniej mówiąc, w błędzie.

Na święcie mango (które odbywa się w Delhi w lipcu) można nie tylko objeść się (albo po prostu- nie bójmy się tego słowa- obeżreć!) świeżych owoców tak, by starczyło do końca sezonu, porozmawiać ze specjalistami o uprawie tych wspaniałości, ale też na przykład zaopatrzyć się w mangowe przetwory, dżemy, pikle, soki, sosy, czego dusza łaknie! Atrakcją jest też doroczny konkurs na najszybszego pochłaniacza mango- trzeba tylko w czasie krótszym niż 3 minuty zjeść 3 kilogramy owoców. Phi!


Jako rasowy miłośnik mango, odpowiednio przygotowałam się do omawiania dzisiejszego tematu (czyli jak to się ładnie po polsku mówi: zrobiłam ‘risercz’) i dowiedziałam się, co następuje : spośród 1200 gatunków mango które występują na całym świecie, w Indiach uprawia się około 1000. Na dorocznym delhijskim festiwalu mango, można zazwyczaj zobaczyć (i spróbować!) około 500 gatunków tych owoców.

Teraz uwaga, wymieniam niektóre nazwy: daśehari, langra, alfonso, kesar, tota pari, wanradź (to te bardziej znane, z których w Delhi najbardziej popularne z racji swojej niskiej ceny i cudownie słodkiego smaku są mango z gatunku daśehari). A oto niektóre mniej znane: abdullah, husnara, zardallu, ramkela…
Te nazwy to piękna melodia dla uszu moich, przysięgam że przed snem sobie śpiewam;)

Zardaaaalluuuu, ramkelaaaa,
Abduuuullaaaah, husnaraaaa….

Dobranoc:)


Foto: hellotravel.com, indiatimes.com, newsleaks.in

niedziela, 3 lipca 2011

Pocztówki z Indii...

Po kilku latach przerwy, po locie w roku 2004, kiedy to doświadczyłam złośliwości i jakiejś takiej dziwnej stanowczości, nieustępliwości i po prostu zwykłego chamstwa obsługi lotniska i samolotu rosyjskich linii lotniczych (hmm… a może nie było aż tak źle jak sobie to teraz na potrzeby wpisu na blogu koloryzuję…?), znów wybrałam Aeroflot. I proszę mi wierzyć- jest o niebo (albo i więcej) lepiej.

Było miło, sprawnie, profesjonalnie i już właściwie zapomniałam co napisałam przed chwilą o tym jak to było w roku 2004!

Jedna tylko rada dla podróżujących przez Moskwę: jeśli nie znacie rosyjskiego, to chociaż nauczcie się czytać! Albo zabierzcie słownik. Słowa-klucze na automatach z napojami (takie jak „espresso”, „ćaj”- herbata, a nawet „sprite”, „nestea” czy „pepsi”) napisane są cyrylicą.
Zabierzcie też ze sobą trochę lokalnej waluty. Ja miałam szczęście załapać się na takie połączenia, gdzie nie musiałam czekać zbyt długo na swój lot przy przesiadce w Moskwie (a raz nawet samolot i reszta pasażerów poczekali na mnie), ale bywają szczęśliwcy, którzy spędzają na lotnisku dłuuuuugie godziny. Przyda się czasem kubek gorącej kawy czy coś do przegryzienia. A za wszystko płacić trzeba rublami.

Lecąc do Indii nudzić się nie będziemy, możemy pooglądać filmy, seriale, posłuchać muzyki czy nagranej książki (oprócz rosyjskich są do wyboru „Angielskie historie miłosne” oraz „Wyspa skarbów- dla uczniów języka angielskiego, kl.6-7”), a jeśli i to nas nie zainteresuje, zawsze możemy liczyć na konwersację z obywatelem/ką Indii (duże szanse, że właśnie obok Hindusa lub Hinduski usiądziemy). Takie konwersacje zawsze zawierać będą pytania obowiązkowe, na które ciekawe odpowiedzi (jak na konkurs, za przeproszeniem, miss świata), można sobie zawczasu przygotować): skąd jesteś, co robisz, co robią Twoi rodzice, ile masz braci i sióstr, gdzie w Indiach chcesz się zatrzymać, gdzie będziesz podróżować, co chcesz w Indiach zobaczyć (tu możemy oczywiście liczyć na opis najpiękniejszych zakątków Indii- to w zależności od tego skąd pochodzi nasz rozmówca), itd., itp.

Tak też i mnie się przydarzyło, po raz już nie wiem który. I dobrze, bo wiem przynajmniej, że w pewnych kwestiach nic się nie zmienia, fundamenty są, świat mi się nie wali. Dobrze jest.
Nie zmienia się też to, że w lipcu w Delhi jest duszno, ciepło, wilgotno, wrażenie „mokrej szmaty” na twarzy murowane przez kilka miesięcy, a ten wyjątkowy smród jaki roztacza rzeka Jamuna o tej porze roku, jest zaiste… jedyny w swoim rodzaju i niezapomniany!

Wczoraj jadąc metrem przez rzekę, widziałam siedem słoni pasących się na szerokim trawiastym brzegu. Siedmiu razem to ja jeszcze nigdy nie widziałam, więc to jedna rzecz, która się zmieniła.

Ciekawe czy tegoroczny monsun będzie łaskawy i czy rzeka nie wyleje tak bardzo jak w zeszłym roku. Bo gdzie się te słonie będą pasły…?

środa, 8 czerwca 2011

Z cyklu: Obalamy mity, wyjaśniamy tajemnice, rozwikłujemy zagadki

Tajemnica kolorowych paznokci.

Pytana o to wielokrotnie, postanowiłam wreszcie ujawnić prawdę i odsłonić kulisy jednego z najbardziej tajemniczych rytuałów i zabiegów, jakiemu poddaje się wiele indyjskich kobiet…
Jest to mianowicie (uwaga, uwaga! werble!)- zapuszczanie i malowanie paznokci, ale tylko (uwaga, uwaga! werble!) lewej dłoni.

By tę zagadkę wyjaśnić, musimy zagłębić się w zwyczaje jedzeniowe indyjskich kobiet (i nie tylko kobiet). Jak pewnie wszystkim wiadomo, indyjskie jedzenie smakuje najlepiej gdy je się je palcami. I to palcami wyłącznie prawej dłoni (lewa służy do innych czynności).

Zbliżamy się do wyjaśnienia zagadki... Bystrym umysłom rozwiązanie tajemnicy długich i kolorowych paznokci lewej kobiecej dłoni już jawi się na horyzoncie…

Jeśli nie wierzycie- sami spróbujcie: niezbyt wygodnie je się palcami zakończonymi długimi paznokciami, czy nie daj Bóg tipsami, a lakier moczony w sosie i wystawiony na destrukcyjne działanie ciepłego ryżu, czy warzyw, szybciej schodzi (i do tego ryzykujemy jego połknięcie).

Tym sposobem naturalną rzeczą jest zostawienie prawej dłoni w spokoju i ozdabianie lewej.
I kolejna zagadka ludzkości rozwiązana. Kropka.
.

Niekoniecznie indyjsko...

"Panie, pomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego bierze mnie mój pies".
Janusz L. Winiewski

wtorek, 31 maja 2011

Pozdrowienia z Warszawy:)



Będąc "na chwilę" w Polsce, nadrabiam zaleglosci jeszcze z Indii... Ostatnia częsc fotoreportażu 'Seraikella 2011'.
Oto jak powstają maski do tańca:











foto: autorka

sobota, 7 maja 2011

Pocztowki z Indii...

Prawie koncze juz fotoreportaz z festiwalu w Seraikelli.
Dzisiaj kilka zdjec z prob pred wystepem, a "na deser", za jakis czas, bedzie o tym jak powstaja maski.









Tancerze na zdjeciach: Nora Lamadrid, Pulkit Gupta, Bhavna Gupta, Om Prakash Solanki, Biswanath, Govind Mahato, ja.

Foto: Nadia Gupta

.

sobota, 30 kwietnia 2011

Pocztowki z Indii...


Przez te święta, przez upał delikatny, który się w Delhi zaczął, prawie zapomniałabym o dokonczeniu relacjiz Seraikelli!
Noc trzecia: organizatorzy.
A więc Shashadhar Acharya, jego bracia i grupa świetnych tancerzy z Seraikelli oraz kilku chłopaków i dziewczyn z Delhi, Polski i Meksyku:)
Taki występ na tym właśnie festiwalu w tym właśnie miejscu daje dużego kopa i motywuje do działania…

Podczas wystepu (choreografia "Dewadasi"):









Nora Lamadrid, Om Prakash Solanki i ja:


No dobra, to nie jest wystarczający dowód. Twarz za maską może być czyjakolwiek (i to jest między innymi piękne w ćhau;) ). Teraz dowód bardziej „wprost”:



A tymczasem w garderobie... Maski i tancerze czekaja na swoje wejscie...





Niezastapiony Sukant Acharya: "Mayur" (Paw)



Kriszna i Radha (w tych rolach Govind Mahato i Biswanath):







"Ratri" (Noc): Shashadharan Acharya i Sukant Acharya








Foto: Nadia Gupta

niedziela, 24 kwietnia 2011

Pocztowki z Indii...

Znad pisanek i kraszanek w wydaniu polskim i indyjskim zycze wszystkim Wesolych Swiat!!!

Jedna z naszych pisanek zdobil malunek, ktory przedstawiac mial podobno Tadz Mahal (wygladal troche jak kopiec kreta z kruzgankiem), ale skorupka pekla znaim zdazylam ja sfotografowac. Tadz Mahal polegl w walce- najmocniejsza skorupke miala tradycyjna polska kraszanka!

sobota, 23 kwietnia 2011

Pocztowki z Indii...

Seraikella. Festiwal 'Chaitra Parva'. Noc druga...

Druga noc festiwalu „ćhauowego” to występy znanych w świecie Seraikella ćhau guru i ich uczniów. Czasem jest tak, ze wielkie nazwiska rozczarowują. Bywa. Nie będę więc opisywać. Za to zdjęcia:





Scenę i noc uratował świetny występ tancerzy Purulia ćhau (stylu ćhau pochodzącego z Bengalu).






Foto: Nadia Gupta