wtorek, 24 sierpnia 2010

Pocztowki z Indii...

Bracia i siostry wszystkich krajow laczcie sie... no Raksza Bandhan!


Co roku w sierpniu (nie zawsze 24 sierpnia), w tym szczegolnym dniu bracia skladaja swym siostrom obietnice, ze beda je chronic, opiekowac sie nimi i wspierac, a siostry obiecuja modlic sie za ich szczescie i dlugie zycie. Zawiazuja na nadgarstkach swych braci nic- tzw. Rakhi.
Rakhi symbolizuje milosc, zaufanie, szczegolna wiez laczaca rodzenstwo.

Zgodnie z tradycja, swieci asceci wiazali Rakhi na nadgarstkach wiernych przychodzacych do nich po blogoslawienstwo.
Dzis Raksza bandhan to nie tylko symboliczne Rakhi (co roku w nowych wzorach, pieknie zdobione, wedle panujacej mody i zwyczaju), ale tez wielkie swietowanie, prezenty, uczty, restauracje, wspolne spacery i zabawa.
I...- co bardzo wazne- dzien wolny od pracy i szkoly!:)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Pocztowki z Indii...

Troche "City"...

Spacery po Delhi nie naleza ostatnio do przyjemnych. 3/4 miasta to obraz nedzy i rozpaczy. Ulice rozkopane, zalane woda (pora deszczowa w tym roku jest podobno najbardziej deszczowa od 15 lat).

Stolica dzis to jeden wielki plac budowy. A wszystko przez zblizajace sie wielkimi krokami Igrzyska Wspolnoty Narodow- Commonwealth Games 2010. Uroczyste otwarcie Igrzysk juz 3 pazdziernika, a Delhi wyglada 10 razy gorzej niz przebudowywany na 2012 rok stadion X-lecia...
Duzo tutaj zamieszania, powazne bledy i korupcja na wszystkich szczeblach... Ale - ku rozczarowaniu, lub tez i radosci czytelnikow- nie o korupcji bede dzis pisac. I nie o Igrzyskach (na to przyjdzie czas; dajmy stolicy szanse na posprzatanie przed pazdziernikiem).

A bedzie dzis troche o tzw "city". Spelniam prosbe sprzed jakiegos czasu: oto kilka zdjec mniej "folklorystycznych" Indii. Jest i city. Z okien samochodu.






Delhi to nie tylko herbatki prosto z wielkiego czajnika na chodniku, nie tylko krowy sunace dostojnie po skrzyzowaniach, nie tylko zatloczone autobusy. Delhi to nie tylko spacery w pieknych ogrodach Lodi, pekajacych w szwach w weekendy i swieta, chetnie odwiedzanych przez 'piknikowiczow', ogrodach pelnych kwiatow, egzotycznych ptakow (podobno tez i motyli..., ale ani tych superegzotycznych ptakow ani motyli nie mialam jeszcze szczescia zobaczyc w Lodi Gardens...). Delhi to nie tylko sale koncertowe, recitale taneczne, galerie sztuki i wystawy. To nie tylko wielkie targi i bazary, na ktorych za grosze mozna kupic "wszystko", od 'etnicznych' kolczykow poczawszy, na meblach skonczywszy.

Stolica to tez wielkie, nowoczesne, wielopietrowe centra handlowe (z najwiekszym "shopping mall'em" w Azji wlacznie), szerokie ulice ze skomplikowanymi rozjazdami i splotami, zaprojektowanymi przez swiatowej klasy specjalistow, najlepszych w swoim fachu. To ogromne domy, luksusowe osiedla. To nocne zycie, restauracje,kina, kluby, miejsca o ktorych 'szary obywatel' moze tylko pomarzyc... Niedawno w pieciogwiazdkowym hotelu otwarty zostal nocny klub. Wlasciciel placi za wynajem tego miejsca miesiecznie 30 lakhow, czyli tyle za ile mozna kupic luksusowe mieszkanie w Delhi, czyli 3 miliony rupii indyjskich, czyli... o nie, nie kazcie mi przeliczac dalej, juz i tak ta suma nie miesci mi sie w glowie... (no ale tak wlasnie donosza wiarygodne zrodla;) ).

Ja tam sie trzymam herbatki na ulicy. Czasem, zeby poczuc sie "w wielkim swiecie"- ide na kawe do pobliskiego centrum handlowego- ulubionego miejsca spotkan delhijskiej mlodziezy- bogatych dzieci bogatych rodzicow).
.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Pocztowki z Indii...

15 sierpnia. Dzien Niepodleglosci: "I-Day" (od Independence Day)- tak zwa go Hindusi, znani z umilowania skrotowcow.

W 1947 roku w Indiach srednia dlugosc zycia wynosila 31,4 lat. W roku 2010 srednia dlugosc zycia to 68 lat.
W 1947 pisac i czytac potrafilo 14% ludnosci. W 2010 - 68%.
Cena zlota (10 gr) w 1947 to 88 rupii, dzis - 18,000 rupii.
Na 100 tysiecy obywateli Indii w 1947 przypadalo 0,5 lekarza. Dzis- 64 lekarzy.

Takie miedzy innymi zestawienia i dane statystyczne opublikowala jedna z gazet w 63 rocznice odzyskania przez Indie niepodleglosci. Autorzy artykulu "Freedom @ 63"- urodzeni w 1947 roku, dorastali razem z Indiami... W kilkustronicowym, specjalnym dodatku do gazety codziennej, zastanawiaja sie czy cos zmienilo sie w Indiach od czasu ich (autorow i wolnego kraju) narodzin... Zaczynaja sie zastanawiac i dochodza do wniosku, ze zastanawiac sie jest glupio...;) tu sie nie ma nad czym zastanawiac. To oczywista oczywstosc:)).

Krotka lekcja historii, troche o reformach, o konstytucji, o tym co przez te 63 lata zmienilo sie na lepsze (autorzy artykulu wybrali 10 najbardziej znaczacych ich zdaniem zmian i dobrze zapowiadajacych sie poczatkow zmian na lepsze, m.in walke o rownouprawnienie kobiet, walke z homofobia i z dyskryminacja ze wzgledy na kaste czy religie).

Oprocz danych statystycznych, zestawien i lekcji historii, mamy takze liste 15 filmow, ktore najlepiej oddaja idee patriotyzmu i opisuja walke o niepodleglosc i o Indie.

Przytoczyc liste? A przytocze:

1. Naya Daur (1957), rez. BR Chopra
2. Haqeeqat (1964), rez. Chetan Anand
3. Upkar (1967), rez. Manoj Kumar
4. Purab aur Paschim (1970), rez. Manoj Kumar
5. Hindustan ki Kasam (1973), rez. Chetan Anand
6. Kranti (1981), rez. Manoj Kumar
7. Gandhi (1982), rez. Richard Attenborough
8. Tiranga (1992), rez. Mehul Kumar
9. Border (1997), rez. JP Dutta
10. The Legend of Bhagat Singh (2002), rez. Rajkumar Santoshi
11. Maa Tujhe Salaam (2002), rez. Anil Sharma
12. Swades (2004), rez. Ashutosh Gowariker
13. Bose: A forgotten hero (2005), rez. Shyam Benegal
14. Rang de Basanti (2006), rez. Rakeysh Mehra
15. Chak De! India (2007), rez. Shimit Amin


A co za oknami w czasie gdy czytam sobie dodatek do gazety codziennej? A za oknami niebo bezchmurne, niebieskie, slonce wyrabia 200% normy... Niebo uslane kolorowymi latawcami (ostatni krzyk mody to latawce z wizerunkiem gwiazd Bollywood).
Puszczanie latawcow jest tutaj prawie sportem narodowym, a Dzien Niepodleglosci nie bylby Dniem Niepodleglosci, bez prawdziwych wielkich zawodow latawcowych. Cale rodziny wychodza na dachy domow i wypuszczaja latawce w niebo. Zwycieza ten, komu uda sie przeciac linke latawca przeciwnika (linka swojego latawca oczywiscie, bo tylko takie ciecia sa dozwolone!).

15 sierpnia przypadl w tym roku w niedziele, ku rozpaczy uczniow (taka ironia losu... to tak, jakby 1 maja przypadl w piatek...).
Niedziela, jak niedziela. Ale w telewizji same programy i filmy patriotyczne, prezenterzy ubrani w trojkolorowe, pomaranczowo-bialo-zielone kreacje, barwy flagi Indii. Pod India Gate (Wrotami Indii) tlumy ludzi... Nie zaryzykowalam tam wycieczki w ciagu dnia... Natomiast wieczorem przy India Gate jest calkiem przyjemnie. Tlumy nadal okupuja plac przy Wrotach, ale atmosfera jest juz bardziej rodzinna niz 'oficjalna'. Cale rodziny przychodza tu jak na piknik, jedza lody, wate na patyku, bawia sie kolorowymi balonami i pilkami, festyn i swietowanie trwa.

Z okazji Dnia Niepodleglosci wypilam duszkiem, zamiast Pepsi, rodzimej produkcji Thums Up (indyjski gazowany odpowiednik coli i pepsi, w kolorze czarnym, o smaku... hmmm... kadzidla:) ). Troche mi potem co prawda zostal w ustach posmak mydla sandalowego Mysore i kadzidelka, ale czego sie nie robi dla kraju!
11 listopada obiecuje wypic duszkiem... no co ja tam moge wypic?... o! kwas chlebowy!:)

piątek, 13 sierpnia 2010

Pocztowki z Indii...

Zawod: sluzacy.

Dzisiaj refleksja na jedynym w swoim rodzaju stosunkiem Hindusow do ... pralki;) i do instytucji "sluzacego".

Moj znajomy, dziennikarz, wynajmowal z kolega, takze dziennikarzem, mieszkanko w poludniowym Delhi. Gdy nie mieli czasu pichcic sobie obiadkow (a zazwyczaj nie mieli, bo jako poczatkujacy dziennikarze dostawali najmniej 'atrakcyjne' dyzury- nocne, w dzien zatem odsypiali), wpadala do nich sasiadka, ktora zatrudnili prawie na pelny etat, by im gotowala i sprzatala.
To nic w sumie dziwnego, nic nadzwyczajnego. W Indiach w wielu domach jest ktos, kto za nas ugotuje, sprzatnie i upierze. Nawet srednio zamozne rodziny indyjskie maja pomoce domowe (wiekszosc ludzi uzywa jednak niestety slowa 'sluzacy', ktorego osobiscie nie lubie...). Czesto taki "sluzacy" czy "sluzaca", pomaga pani domu w gotowaniu. Jak pomaga? Glownie kroi warzywa. Pokroi skladniki do takiego, na przyklad curry, w drobna kostke, zmyje po sobie naczynia i pojdzie. A pani domu wejdzie do kuchni, wsadzi wszystkie pokrojone warzywa do gara i zrobi curry...

Wrocmy jednak do mojego znajomego dziennikarza i jego sasiadki ktora, przypomne, gotowala mu czasem, zmywala naczynia i sprzatala. Nie prala jednak jego ubran. Po rzeczy do prania przychodzil raz w tygodniu chlopak i nastepnego dnia odnosil czysciutkie i wyprasowane ubrania. Az pewnego razu moj znajomy... (uwaga, uwaga! werble!) ...kupil sobie pralke! Chlopak przestal przychodzic po brudne ubrania, ale za to zostal zatrudniony jako "obsluga pralki";) Robota w miare prosta: wpadasz raz w tygodniu, wlaczasz te pioraca ciuchy machine (wczesniej pan domu przeczyta instrukcje obslugi, nauczy Cie, wytlumaczy co i jak, wiec odpowiedzialnosc zerowa, w razie niepowodzenia zwalasz wine na niego), obserwujesz jak sie wszystko ladnie w bebnie kreci, wyjmujesz, wieszasz na sznurkach i juz. Gdyby moj znajomy dziennikarz mial zone, ona pralaby swoja bielizne sama w reku, by nie gorszyc Chlopaka Obslugujacego Pralke.

W Indiach nie kazdego stac na pralke, czy zmywarke do naczyn; zazwyczaj jednak stac go na posiadanie pomocy domowej.
Pomoc domowa to czesto mlodzi chlopcy dwudziestoparoletni - z tym spotykam sie najczesciej (ale nie ma reguly; sa to oczywiscie takze dziewczyny, kobiety i mezczyzni w srednim wieku). Przybywaja z malych miasteczek i wsi (do Delhi najczesciej z Uttar Prades lub Biharu), aby szukac pracy. Pracuja, zarabiaja, potem jada do siebie na wies, by na przyklad wziac slub z wybrana przez rodzine dziewczyna, a po wszystkim wracaja do miasta, do swych pracodawcow (i wysylaja rodzinie czesc zarobionych pieniedzy).

Z badan wynika, ze z uslug "sluzacych" (takim terminem posluguja sie zazwyczaj Hindusi) korzysta najczesciej klasa srednia. Placa dla pomocy domowej jest raczej groszowa, ale dla wielu osob to jedyny sposob na przetrwanie. Wszyscy sa zadowoleni- wiele osob dostanie prace, wiele zostanie w pracy wyreczonych.

Apartamenty na luksusowych osiedlach i nowe mieszkania coraz czesciej maja w standardzie maly pokoj z lazienka, z osobnym wejsciem, "doczepiony" do mieszkania. Taki pokoj wyposazony jest od razu w dzwonek lub telefon, za pomoca ktorego mozna laczyc sie tylko z mieszkaniem pracodawcy...

środa, 4 sierpnia 2010

Pocztowki z Indii...

Post scriptum

Obiecane foty z gazet w MP. Na tyle niewyrazne, ze ktos moze watpic czy to naprawde ja...
Trudno:)




Post scriptum

.

Pocztowki z Indii...

I'm singing in the rain... w wydaniu indyjskim monsunowym:)



Prosze Panstwa, oto Pulkit. Pulkit przyszedl na zajecia z chhau (podobnie jak ja) w pewien (lipcowy jeszcze) dzien monsunowy... Nikomu innemu nie udalo sie dotrzec do Triveni Kala Sangam na Mandi House, z powodu deszczu, ktory raczyl zalac delhijskie ulice, uniemozliwiajac poruszanie sie po miescie. Co robic, jak nie ma chhau i pada deszcz? Nic, tylko spiewac w deszczu...! Ja sobie jednak darowalam te przyjemnosc. Wolalam uwieczniac te chwile z pomoca aparatu.
A Pulkit spiewa dalej...

niedziela, 1 sierpnia 2010

Pocztowki z Indii...

Zapamietane w ciele...

Przez dwie godziny zajec skaczemy, biegamy, wywijamy mieczami. Pot sie leje strumieniami. Doslownie. Koncowka lipca w Delhi. Nawet nie jest tak goraco, moze jakies 35 stopni, ale za to wilgotnosc powietrza chyba 100 % ;) I do tego 'power cut' (tak w Indiach zwa przerwe w dostawie pradu). Jedyna pociecha w gorace dni - wiatraki pod sufitem- przestaja dzialac zaraz po rozpoczeciu zajec. Ale nie oznacza to absolutnie, ze lekcja chhau sie nie odbedzie. Nie oznacza to takze, w zadnej mierze, ze zostaniemy potraktowani jakos ulgowo.







Na chhau wykonujemy codziennie (a ci wytrwali oraz ci, ktorzy nie maja nic innego do roboty przez caly bozy dzien- nawet dwa razy dziennie)zestaw tych samych cwiczen. Dobrze wykonane , w dobrym tempie z odpowiednia iloscia powtorzen, powinny zajac okolo 20 minut lekcji. Cialo zapamietuje te rozgrzewke bezblednie. Jest to o tyle wazne, ze wszystkie te cwiczenia wykorzystuje sie potem w podstawowych krokach, w dluzszych sekwencjach krokow tanecznych , wreszcie w choreografiach.
Nie wszyscy jednak maja ochote i zapal, by czekac az zacznie sie nauka choreografii... Cwiczenia i nauka techniki, powtarzane do znudzenia elementy... kto to przetrzyma?



Nasz nauczyciel z doswiadczenia wie, ze zazwyczaj po kilku miesiacach z grupy 10 osob zostaje jedna, moze dwie. Dlatego czasem dostosowuje sie sposob uczenia do wymagan grupy. Takie czasy... Niektorzy przychodza tu jak na 'ciekawsza forme aerobiku'.
Gdy guru dostrzeze w uczniu zainteresowanie tancem, pasje i oddanie, i dojdzie do wniosku, ze cos z tego mozna wykrzesac- wtedy bierze sprawy w swoje rece i decyduje kiedy kogo i czego uczyc.

Troszke odejde od chhau na chwilke: mam znajoma, Hinduske, ktora przychodzila kiedys na lekcje tanca odissi, do pewnego wielkiego guru, przez niemal pol roku, 4 razy w tygodniu. Zajecia trwaly 15 minut i odbywaly sie w przerwie miedzy zajeciami grup zaawansowanych. Przez te pol roku wykonywala kilka tych samych cwiczen, nawet nie krokow tanecznych. Po 6 miesiacach nauczyciel stwierdzil, ze wytrwalosc i zawzietosc uczennicy czas nagrodzic i przyjal ja do 'normalnej' grupy poczatkujacej, na 'normalne' lekcje.
To moze skrajny przypadek, ale na pewno nie odosobniony w Indiach.
Ciekawe jak skonczyloby sie stosowanie takiej metody na naszym, polskim gruncie...?;)

Nasz nauczyciel chhau, ktory prowadzil wiele warsztatow w Indiach i poza granicami kraju, obserwuje: "Na Zachodzie uczniowie potrzebuja czestych zmian i szybszych efektow pracy. Wy sie szybciej uczycie. Uczniowie w Indiach- wolniej".

Na zajeciach, na ktore uczeszczam w Indiach, rozni guru stosuja wobec swoich indyjskich i zagraniczych studentow zarowno metode nieskonczonej ilosci powtorzen danego kroku (cialo zapamietuje ruch i potrafi bezblednie go wykonac po jakims czasie, bez nadmiernego angazowania w to myslenia i zastanawiania sie nad przebiegiem ruchu i zmianami w ciele), jak i rozkladania danych krokow na czynniki pierwsze, tlumaczenia sobie jak pracuje w danym momencie kazda czesc ciala, i logicznego kontynuowania rozpoczetego ruchu. Kazda metoda jest dobra jesli prowadzi nas do celu:)

Jest jeszcze jedna rzecz: zapisywanie tanca. Ta metoda obca jest wielu Hindusom. Kiedys w ogole jej nie stosowano. Owszem, moze i zapisywano po krotce kolejnosc krokow, ale nikt nie skupial sie na tym, aby dany krok sam w sobie jakos zobrazowac, opisac.
My- zagranicznicy;)- mamy odruch do zapisywania wszystkiego w zeszytach (obserwuje to na zajeciach). Po lekcji siadamy i smarujemy na kartkach, rysujemy, wymyslamy znaczki, kropki, kreski. Kazda metoda (nawet amatorska) zapisu, jest dobra. Kazdy ma swoj kod, szyfruje choreografie tak, ze korzystanie z cudzych notatek czasem jest po prostu niemozliwe:)
Indyjscy nauczyciele coraz czesciej zachecaja swoich indyjskich studentow do prowadenia zeszytow. Czesto okazuje sie, ze takie notatki w razie zacmienia umyslu i ciala, ratuja nas z opresji (pewne jest, jak 2+2=4, ze jak zapomnisz co masz tanczyc, to oberwiesz od nauczyciela kijkiem do wystukiwania rytmu:))
.