wtorek, 16 listopada 2010

Tańczą bogowie…, czyli rzecz dla prawdziwych pasjonatów.

Powarsztatowe, powystępowe taneczne przemyślenia.

Co zrobić, żeby klasyczny taniec indyjski tańczyło się nam lepiej, wygodniej, z mniejszym wysiłkiem, co zrobić żeby dać radość publiczności i samemu z tego tańca radość czerpać… Myślę sobie, że z tym klasycznym tańcem indyjskim bywa tak, że „nieoswojony” może nie dać radości ani nam, ani widzom, którzy go oglądają… No to trzeba go oswoić. Jak już przebrniemy przez bóle mięśni, nawet tych o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia wcześniej, jak już przyzwyczaimy się do tych wszystkich, nienaturalnych na początku, pozycji ciała, możemy się skupić na czymś innym. Mianowicie na szukaniu drogi i takich sposobów wykonywania ćwiczeń, kroków tanecznych czy wreszcie całych choreografii, by sprawiało nam to przyjemność, by „robiło się samo”, lekko i bez zbędnego wysiłku i by to, że nam jest lekko i dobrze w tańcu było dostrzeżone również przez widzów. Wtedy im też będzie lżej, wygodnie i lepiej oglądać nasze popisy na scenie. A o to nam między innymi chodzi przecież:)
Na ostatnich warsztatach próbowałyśmy grupowo to „oświecenie” osiągnąć ;) Jak? A no na przykład bawiłyśmy się w bezy i purchawki, oddychałyśmy i relaksowałyśmy się tak, że aż niektórym od przypływu szczęścia, wygody, luzu i relaksu, zakręciło się w głowie. Tańczyłyśmy w smole, w wodzie i w ołowianych butach, zapuszczałyśmy korzenie i wydychałyśmy powietrze przez palce dłoni. Brzmi nieźle? A było jeszcze lepiej;) Każde ćwiczenie, które „zadałam”, wypróbowałam wcześniej na sobie. Część działa od razu, część po jakimś czasie. Ale jest metoda w tym szaleństwie;)

W naszym tańcu ważnych jest kilka rzeczy (i to akurat nie mój wymysł jest jakiś autorski i jedyny niepowtarzalny;) ):
-poczucie rytmu
- „technika”; czystość linii (dla wtajemniczonych, to mantra: „Łokcie! Barki! Nadgarstki! Usiądź niżej!”)
- energia, dynamizm, wigor
- wdzięk, gracja, ‘lasja’
- wygoda, swoboda, lekkość

Po wielu obejrzanych przedstawieniach, recitalach tanecznych, po wielu obserwacjach przygotowań tancerzy do występów, po próbach, wreszcie po iluś tam latach własnego odkrywania tańca indyjskiego i próbach odkrywania jego tajników przed innymi, doszłam do jakichś własnych wniosków i przemyśleń. Może i nie są one jakoś specjalnie odkrywcze, jednak ważne;) Najwspanialej byłoby, gdyby się udało mieć tyle szczęścia i daru od niebios, żeby wszystkie te wymienione aspekty się w nas skumulowały. Ale na to nie stawiajmy za bardzo;) Nielicznym tylko się udaje;)

Wiele rzeczy można wyćwiczyć, zgodnie z zasadą, że sam talent to tylko 1% sukcesu, a reszta- to ciężka praca (procentowe proporcje talentu i ciężkiej pracy mogą się różnić w zależności od tego czy jesteśmy pesymistami czy optymistami;) ). Tak więc- wiele rzeczy rzeczywiście można wyćwiczyć ,ale nie wszystkie. Jak teraz uszeregować te najważniejsze, dla tancerza klasycznego tańca indyjskiego, sprawy? Każdy pewnie ma inne priorytety. Dobrze, jeśli mamy choć po trosze każdego. Dla mnie faktycznie poczucie rytmu może otwierać tę listę przykazań. Poczucia rytmu trzeba mieć więcej niż „trochę”. Bez poczucia rytmu ani rusz… Dosłownie ani rusz- bo jak tu ruszyć, jak zacząć tańczyć, jak się nie czuje kiedy…;)?
I co dalej? Technika, wdzięk- lasja, energia, czy lekkość…? Rozsądnie byłoby powiedzieć, że technika, ale ja chyba się jednak wyłamię. Postawiłabym na energię i wdzięk na równi. Jeśli założenie jest takie że mamy wszystkiego „po trochu”, to znaczy, że mamy już tej techniki tyle, byśmy mogli tańczyć. Dla mnie wdzięk-lasja, to jest właśnie to „coś”, czego poszukuję u tańczących, siedząc sobie wygodnie na widowni. Jeśli mam wybierać perfekcyjnie tańczącą osobę, z nienaganną techniką i czyściutkimi liniami, ale bez wdzięku i gracji albo osobę która niekoniecznie wszystko „dociąga”, „prostuje”, „wykańcza” technicznie, ale ma to „coś” w sobie i tańczy z wdziękiem- bez wahania wybiorę to drugie. Pierwsze to robot, drugie bardziej przypomina żyjącą istotę. A jeszcze jak do tego tańczy z energią i błyskiem w oku- to już ogóle potrafię się rozpłynąć. To jest dla mnie w sumie równoznaczne też z ‘lekkością’ i wygodą- chodzi o swobodę w tańcu, którą czuje nie tylko tancerz, ale także widz. Nie lubię się męczyć oglądając tancerza, który pokazuje mi nieustannie (grymasami twarzy, spięciem, napięciem, brakiem swobodnego oddechu), że się sam męczy. Jeśli tak Cięto męczy- proszę, nie tańcz. Usiądź sobie i wypijmy herbatkę;)

Zdarza mi się występować albo oglądać występy innych, ale ten nasz taneczny światek jest tutaj w Polsce na tyle mały, że cały czas w zasadzie ogląda się te same osoby. Niektóre tancerki czy tancerze pną się w górę, inni niekoniecznie. Może sądzą, że osiągnęli już szczyt możliwości, technika, lekkość, wdzięk- wszystko jest jak trzeba, nie ma już potrzeby dalszego rozwoju. Tym szczęśliwcom gratuluję dobrego samopoczucia:)
A ja, ponieważ taką szczęściarą nie jestem (i szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nigdy nie będę)- udam się na spoczynek i zregeneruję siły przed jutrzejszym trenowaniem.

A z ostatnich ciekawszych wydarzeń na naszym niewielkim "podwórku" indyjsko-tanecznym? "Samsara"- fuzja klasycznych tańców indyjskich (bharatanatjam, odissi i kathak) oraz kalaripajattu. Polecam:)Obejrzałam w minioną niedzielę.
Połączone siły krakowsko-śląskie zadziałały na wyobraźnię widzów, w spójnej i czytelnej choreografii o przemijaniu, wędrówce, o kręgu życia.
Bardzo dobrze dobrano techniki taneczne do poszczególnych części choreografii- etapów życia.

Szczególnie piękny jest początek (choć zdecydowanie za krótki, w przyszłości proszę o więcej!!!)- keralska sztuka walki kalaripajattu. Bardzo płynne sekwencje kroków, wykonywane w półmroku i przy akompaniamencie muzyki (na tyle delikatnej i subtelnej, że pozwoliła całkowicie skupić się na ruchach tancerki), wyciszyły publiczność i wprowadziły atmosferę spokoju i "cierpliwego oczekiwania na...".

W chwilę później wybuch radości dziewczęcej, dziecięcej... Sporych rozmiarów scenę zdołały wypełnić swoją energią dwie tancerki bharatanatjam.
Życie toczy się dalej. Beztroski śmiech bengalskich dzieci w utworze indyjskiego kompozytora Bikrama Ghosha (którego muzykę wykorzystano podczas występu) ustępuje miejsca namiętności, pasji i… zbrodni - w kathakowym duecie damsko-męskim.
I znowu wyciszenie - to kolejny duet, tym razem tancerek odissi.
Jest fuzja stylów. Jest taniec, ogień, kwiaty. Jest życie, dzieciństwo, młodość, jest śmierć, jest i nowy początek, płacz dziecka, ponowne narodziny. Jest samsara.

Za projektem "Samsara" stoją: Ewa Wardzała, Agnieszka Kapelko, Karolina Szwed, Kamila Witalińska, Jagoda Flaga, Artur Przybylski, Anita Singh.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz