czwartek, 17 marca 2011

Pocztowki z Indii...

Raz, raz. Halo, halo. Raz, raz. Proba mikrofonu.
Sprawdzam, czy nie zapomnialam jak sie pisze na blogu...

Minela zima, dwa dni temu zrobilo sie po prostu cieplo. I to tak z dnia na dzien. Ktos wlaczyl grzejnik, jest cieplo. Moze jeszcze bez przesady- poranki wciaz chlodniejsze, orzezwiajace, ale juz niedlugo sie zacznie.
Tak oto minela zima, minal sezon chorowania, kaszlu, kataru, zmarznietych rak, nog i zmarznietego wszystkiego, na ulicy coraz mniej sprzedawcow z goracaym prazonymi orzeszkami ziemnymi (o pieczonej kukurydzy- zimowym hicie- nie wspomne).
Ja tez swoje odchorowalam, odkaslalam, pogoraczkowalam sobie i zuzylam hektolitry kropelek do nosa (Otrivin! taka mala reklama dzisiaj z okazji wiosny;)). Zjadlam troche antybiotykow, chociaz bronilam sie przed nimi ostro! W Indiach taka moda panuje ostatnio- moda na antybiotyki. Katarek? Idziesz do apteki, mowisz "mam katarek", a pani lub pan poda Ci kilka tabletek odcietych z listka wyjetego z opakowania, lub po prostu wrzuconych luzem do papierowej torebki. Nie znasz nawet ich nazwy, nie mowiac juz o "ulotce dolaczonej do opakowania". Tutaj wystarczy czesc druga przykazania dobrego pacjenta: "badz skonsultuj sie z lekarzem lub farmaceuta". Oni wiedza lepiej. O nic nie pytaj. Lykaj co daja i juz. Antybiotyki lykaj! Kaszelek? Dodatkowy antybiotyk! Bol brzuszka, paluszka, glowki? Na to tez sa antybiotyki. Skutkiem czego Hindusi uodparniaja sie na dzalanie lekarstw z kazdym dniem coraz bardziej. I to jest taka ich nowa choroba- ta odpornosc na antybiotyki.
Hindusow zapraszam na "Zachod"- tam mamy medycyne naturalna. Ajurwede mamy za granica;)
Ajurweda, joga, etc w Indiach i poza nimi, to juz temat na kolejne blogowanie. Ktos mi niedawno, po raz kolejny juz, przypomnial, jak sie to wszystko zapetla, jak miesza, jak wszyscy odkrywaja dla siebie nowe rzeczy, zapominaja o tym co maja pod nosem pieknego, juz odkrytego, i jak czesto przypomniec im o tym musi ktos z bardzo daleka... Tak sobie "pofilozowalam", chociaz to nie w moim stylu, tak na blogu, publicznie, przepraszam bardzo.
Koniec z tym 'filozowaniem' na dzis, bo jest godzina 8 rano (ostatnio dni zaczynaja sie dla mnie wczesnie, bardzo wczesnie, przed porannym uderzeniem gazety o szybe w oknie- a to znaczy "naprawde wczesnie") i musze wrocic do pracy. Moje zadanie za 15 minut: nauczyc trzydziescioro 10-latkow nowego kroku bharatanatjam. Bedzie sie dzialo...
Zbliza sie Holi... Znowu. Jak ten czas leci!
Jak to szlo...? Po co rozbierac choinke po swietach, przeciez za chwile..., itd, itp, itd...
Ach!
.

6 komentarzy:

  1. To jeszcze nie sprzątnęłaś choinki?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło znów Cię poczytać! Już nie mogłam patrzeć na te małpy, codziennie ciągle małpy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram i śledzę, nie tylko molestując e-mailowo:) A te małpiszony tyko z wyglądu takie urocze...

    Pozdrawiam,
    Prawie ofiara małpiej przemocy;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu coś jest!!! A małpy faktycznie niedługo zaczną mnie nawiedzać w koszmarach;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj jak miło czytać cos nowego, długo nic a tu taka miła niespodzianka, to pewnie z okazji pierwszego dnia wiosny w Polsce :)no i w Indiach jak czytam tez cieplej. Pozdrawiam i czekamy na dalsze wpisy bo tęskniliśmy

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę, kto się był obudził z zimowego snu! Cześć piękna! Już myślałam, że zapomniałaś o blogu ;p. A byłaby to niepowetowana strata!

    A na małpiszony tak nie narzekajcie, są urocze, nawet oglądane po raz setny ;p

    Buźka
    Tusiak

    OdpowiedzUsuń