piątek, 30 października 2009

Z cyklu: Z pamiętnika młodego indologa..., czyli: dajcie mi się powymądrzać!

"Kontekst być musi"- może banalnie trochę będzie i'po łebkach', ale na początek wystarczy, celem wyjaśnienia.
Chcę już teraz usprawiedliwić moje późniejsze wymądrzanie się w cyklu "Z pamiętnika młodego indologa". We wszystkim o czym piszę, potrzebny będzie kontekst. Postaram się o tym pamiętać i zawsze obiektywnie przedstawić całe 'tło', aby później (nie obiecuję, że zawsze obiektywnie;)) móc w danym kontekście osadzić moje refleksje wszelakie, indologiczne.
Pewne zachowania, schematy działania, zjawiska, wynikają bowiem z kultury, ze specyfiki i tradycji cywilizacji indyjskiej- dla nas obcej. I musimy zapomnieć o schematach, naturalnie nam narzuconych przez środowisko i kulturę, w której żyjemy. Będzie nam wtedy łatwiej, świadomie i z odpowiednim dystansem, odkrywać Indie. Sposób pojmowania świata przez Hindusów różni się od tego, w jaki sposób postrzega wszystko człowiek Zachodu. A i wśród samych przedstawicieli cywilizacji indyjskiej, musimy to wiedzieć, nie ma jednego sposobu myślenia. Każda kasta, społeczność, grupa etniczna czy językowa (!) ma swój własny sposób pojmowania świata. I nie ma sporów o to, kto ma rację. Akceptuje się wszystko. Swietnym przykładem może tutaj być znana bardzo dobrze koncepcja karmana (nie przechodzi mi jakoś przez gardło, a raczej przez klawiaturę, zanglicyzowana forma 'karma', ale żeby było wiadomo: 'karman' to to samo co 'karma'). W uproszczeniu karman to wpływ naszych poprzednich uczynków na życie doczesne. Przeszłość warunkuje przyszłość. W niektórych opowieściach południowoindyjskich natomiast, pojawia się termin talaividi , znaczący 'los wypisany na czole' każdego z nas, zaraz po naszym urodzeniu. To "przeznaczenie". A więc przeszłość nie ma znaczenia dla naszej przyszłości. Dwa terminy, dwa przeciwne znaczenia. Ale, co ciekawe, terminy te często używane są na południu Indii wymiennie. Może nas, Europejczyków, razić ta niekonsekwencja. Hindusi jednak nie widzą w tym niczego dziwnego. Dla nich te dwie sprawy mogą sobie bezkolizyjnie współistnieć. A więc, jak głosi słynny na cały świat "slogan" użyty m.in. przez Nehru do opisania Indii: "Unity in diversity"- "Jedność w różnorodności". To hasło świetnie się sprawdza w przypadku wszelkich aspektów cywilizacji indyjskiej. Hindusom zarzuca się niespójność, nielogiczność i niekonsekwencję; pamiętajmy jednak, że ma to swoje kulturowe podłoże. W Indiach czas to kropla, która upadając na gładką taflę wody, tworzy na niej okręgi coraz większe i większe. Dlatego teraźniejszość, przeszłość i przyszłość mieszają się ze sobą i nic nie istnieje bez drugiego. Historia i współczesność, mit i rzeczywistość, filozofia, religia... nic nie istnieje samodzielnie. Jeden z moich wykładowców podawał zawsze pewien przykład na zobrazowanie tego zjawiska "indyjskiej tolerancji". Mówił o "jedynie słusznej prawdzie": W tradycji europejskiej prawda jest zawsze pewnym wyborem. Na rzecz jednego- naszym zdaniem prawdziwego- wyboru, jesteśmy w stanie odrzucić wszystkie inne. W Indiach dopuszcza się istnienie wielu prawd i nie musi się to wiązać z żadnym wyborem. Nie trzeba ani naruszać ani odrzucać własnego punktu widzenia, by zaakceptować czyjs inny, nawet przeciwny...
Zrozumienie Indii jest więc chyba dla nas sprawą intuicyjną. Nie należy wszystkiego porównywać i na siłę wpasowywać w ramy 'naszego' światopoglądu. Należy to po prostu... zaakceptować. To tyle na początek.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe :) osobiście liczę na to, że jak wyjedziesz będziesz dużo pisała na tym blogu. Może chhau przez skype'a? :P

    OdpowiedzUsuń