poniedziałek, 17 maja 2010

Garam masala...., a może nawet z pamiętnika młodego indologa..., czyli dajcie mi się powymądrzać na temat jak przetrwać w Indiach

Ja się nie mogę z nimi dogadać!
No cóż, ja też czasami nie mogę;) Czasami nie mogę dogadać się z Hindusami. Ale to jest do przejścia, z tym da się żyć, uwierzcie mi:)
Mnóstwo razy już słyszałam od wielu osób (miłośników Indii, „nie-miłośników” Indii, indologów, nie-indologów…), że jesteśmy z dwóch różnych światów, że nie nadajemy na tych samych falach, że Hindusi irracjonalnie działają, że nielogicznie myślą…
Jesteśmy z dwóch światów. „Nasz” prze do przodu, „ich”- trwa. „Nasz” się rozwija, „ich” się cofa. „Nasz” sposób myślenia to ciąg przyczynowo – skutkowy , „indyjski” jest nielogiczny. I tak dalej, i tak dalej… Nie dogadamy się.

Czy na pewno?

Myślę sobie, że jest szansa. Zrozumienie tego „indyjskiego sposobu myślenia” jest być może przede wszystkim sprawą intuicyjną, ale można to sobie spróbować też wytłumaczyć. Z czegoś ta „inność” wynikać musi. To za chwilę.

Jeśli wybieramy się na subkontynent i jeśli zamierzamy spędzić tam „trochę” czasu (lub więcej niż „trochę”), to powinniśmy przyjąć do wiadomości pewne sprawy.
A! Zaznaczam, że to moje zdanie jest, ktoś może się nie zgodzić. Ma prawo pełne. I oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko działać musi w obie strony – idealnie byłoby gdyby te dwa światy akceptowały się nawzajem i rozumiały. Ale, jak wiadomo, ideałów nie ma. I dobrze, bo nie miałabym o czym pisać;)
Porównywanie „indyjskości” i „indyjskiego sposobu myślenia” ze światopoglądem Zachodu i ocenianie, co jest lepsze a co gorsze, jest błędem. Jest brnięciem w stereotypy. A te stereotypy już wymieniłam wcześniej:

Zarzucamy Hindusom (przez porównanie) niespójność i nielogiczność.
A przecież fakt, że pojmowanie rzeczywistości mamy nieco inne, nie znaczy, że w indyjskiej rzeczywistości brak jest rozwoju, zmian i porządku. Porządek jest, jeno inny! Bylibyśmy niesłychanymi egoistami i zarozumialcami, gdybyśmy twierdzili, że nasze poglądy są jedynynie słusznymi poglądami… A kto twierdzi, że logiki w myśleniu indyjskim brak, niech przebrnie przez gramatykę sanskrytu. Wszystko jej można zarzucić, jakby się uprzeć, ale nie brak logiki! To jest tak logiczne, że aż straszne:) dla wielu - wręcz niepojęte;)

Cóż jeszcze?

W jakimś artykule czytałam, że zarzucamy im też to, że nie mają „prawdziwej nauki” (cokolwiek to jest…, zachodzę w głowę…), „prawdziwej psychologii”, „prawdziwej socjologii”. Że mają tylko religię i wszystko z tego wychodzi, do tego wraca i wokół tego się kręci. Że duchowość dominuje nad rozumem. Że Hindusi to nie materialiści (dla jednych to zarzut, dla innych największy komplement jaki można sobie wyobrazić). Tylko medytują, lewitują, przez to „rozmodlenie” nie zwracają uwagi na świat materialny.
Hmm… nie jest tak! Nie, nie, i nie! Duchowość duchowością, ale nie przeszkadza to Hindusom w byciu „materialistami” pełną gębą;) „Materia”- wierzą w to;)

Można by tu zrobić wykład filozoficzny, ale zrezygnuję z niego raczej. Nie czuję się w tym zbyt mocna i za dużo by pisać;) U mnie zrozumienie tego, to też chyba bardziej intuicyjna sprawa… Uwierzcie mi po prostu na słowo.

Kolejna rzecz: Często słyszę, że Hindusi to hipokryci. Jedno mówią, drugie robią i nie widzą w tym, co najzabawniejsze, niczego złego. Dla nas – Europejczyków „nie kradnij”, to „nie kradnij” w żadnej sytuacji. Uogólnienia lubimy. A tam…? „Nie kradnij”, to niby faktycznie „nie kradnij”, ale może być wiele wyjątków od tej reguły. Może niekoniecznie uważam to za słuszne osobiście, ale pomyśleliście kiedyś, że taka „hipokryzja” (tak to roboczo sobie nazwijmy) może mieć jakieś swoje podłoże?
Poczytajcie „Manusmryti” – „Traktat o zacności”, zbiór praw Manu, ok. II w p.n.e. (przetłumaczony bardzo pięknie na język polski przez Prof. M. Krzysztofa Byrskiego, wydany jest przez PIW razem z „Traktatem o miłowaniu”, czyli „Kamasutrą”, może dlatego, by więcej ludzi go kupiło?;) ale zapewniam, że to właśnie „Manusmryti” jest traktatem ciekawszym!;) ). To zbiór reguł dobrego, zacnego postępowania. Czytamy tam na przykład, że za tę samą przewinę, różnym osobom pochodzącym z różnych środowisk i grup społecznych, zostanie wymierzona inna kara.

„(…) Dalej będę opowiadał
O sądzeniu za obrazę,
Której słowa są przyczyną.

Kiedy bramin obrażony
Jest przez kszatrję, to kszatryję
Trzeba karać stu ‘pan’ grzywną.
Wajśję zaś – stu pięćdziesięciu
Albo dwustu, a śudrzyna
Godzi się ukarać śmiercią.

Za obrazę kszatrji bramin
Ma być grzywną pięćdziesięciu
Ukarany, a dwudziestu
Pięciu – wajśji, wreszcie śudry
Karą dwunastu ‘pan’ jeno
(…)

Mądry król tak oto karze
Bramina oraz kszatryję:
Braminowi się należy
Najniższa z możliwych kara,
A kszatryji znowu średnia.”


[„Manusmryti, czyli Traktat o Zacności”; Manu Swajambhuwa; z sanskrytu przełożył Maria Krzysztof Byrski; PIW, Warszawa,1985]

To tylko fragmencik… Pamiętajmy, że tekst pochodzi z ok. II wieku p.n.e! Dziś kar w taki sposób się już nie wymierza oczywiście!

[Tak sobie czytam to „Manusmryti” i myślę, że częściej będę ten tekst cytować. Inne też. Bo ciekawe.]

Ale wróćmy do wątku głównego. Mocny to był przykład i w dzisiejszych Indiach już nie funkcjonuje takie prawo, powtarzam raz jeszcze, ale zasada jest podobna w sprawach dużo mniejszego kalibru.
Jak to zasłyszałam (chyba na indologii) i zapamiętałam (i już uznaję za swoją mądrość): mamy tu do czynienia z „dzieleniem odpowiedzialności” (nie mylić ze „zwalaniem odpowiedzialności”). To może być „podłożem historycznym” tej „hipokryzji”, o którą posądzamy Indusów.

Ja mieszkańców Indii nie bronię we wszystkim co mówią i robią. Absolutnie nie! To ludzie tacy jak wszyscy, i tak jak wszędzie, w wielu wypadkach, przyczyną nielogicznego działania może być najzwyklejsza w świecie głupota… Może, ale nie musi. Często widzimy coś czego nie rozumiemy, albo nie możemy czegoś Hindusowi wytłumaczyć, choć przecież wydaje nam się, że już wyraźniej, prościej i jaśniej mówić się nie da. Wtedy z rezygnacją stwierdzamy, że nic się z tym fantem nie da zrobić, że trzeba odpuścić. Czujemy się tacy „mądrzejsi” wtedy. To MY mówimy logicznie przecież i to ONI nas nie rozumieją. Tylko trzeba uważać, żeby nie zacząć traktować wszystkich z pobłażaniem… Można się czasem lekko ośmieszyć. Zna historia takie przypadki. Czasem my – przybysze – swoim zachowaniem, tym co mówimy, jak mówimy, o czym mówimy, i jak traktujemy swych rozmówców, sprawiamy, że Hindusom wydawać się może, iż „ludzie Zachodu” to ludzie niezbyt rozgarnięci:)

Ludzie są różni. I „tutaj” i „tam”. W „naszym świecie” i w „ich świecie”. I to wszystko to żadne moje wielkie odkrycie:) dowiecie się o tym na pierwszym (no, dobrze, może na drugim) wykładzie na indologii. Ale „odrobić zadanie domowe” każdy musi sam. Ja też musiałam…

Kiedyś podczas mojej pierwszej wizyty w Indiach, w 2003 roku (o, przepraszam, to nie była „wizyta”! to była „wyprawa naukowo – badawcza”!;) ), zapisywałam sobie różne rzeczy w notesach (kupiłam w Radźasthanie – takie same miał Indiana Jones! Przysięgam!;)), pisałam w mailach do rodziny moje refleksje i spostrzeżenia… Teraz pozbierałam wszystko do kupy i przeczytałam co nieco po raz kolejny… To bardzo ciekawa lektura, swoją drogą. Czytam sobie i myślę jakie etapy człowiek przechodzi w swojej podróży przez Indie (podróży, która trwa latami).

Oto co napisałam:
„Najbardziej na świecie wkurza mnie bezmyślność, ograniczenie umysłu, ograniczanie mojej wolności, głupota, wtykanie nosa w nie swoje sprawy, decydowanie za mnie i o mnie, gdy o to nie proszę, przeinaczanie moich słów! A Hindusi, jak się wydaje, wszystkie te rzeczy opanowali do perfekcji!”
Tak napisałam. Wstyd mi teraz…:) Ale pamiętam, że był taki czas i nie twierdzę, że ja zawsze wszystko wiedziałam/wiem i rozumiałam/rozumiem. O nie… jeszcze długa droga przede mną;)

Ludzie są różni. I „tutaj” i „tam”. W „naszym świecie” i w „ich świecie”. Denerwują mnie i Hindusi i Polacy, Amerykanie i Francuzi, a pewnie i Fin i Sudańczyk, gdybym tylko jakiegoś znała, zirytować by mnie też potrafił;)

Jedyne co możemy zrobić w tej sytuacji, to zaakceptować (moje ulubione słowo, powtarzane wielokrotnie przy różnych okazjach), przyjąć do wiadomości, że indyjski sposób myślenia idzie nieco inną drogą niż nasz. Gorszy na pewno nie jest. Ani lepszy. Jest inny. I tyle. Polegajmy też na intuicji. I to jest to moje „odrobione zadanie domowe”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz