środa, 18 listopada 2009

Tańczą bogowie..., czyli rzecz dla prawdziwych pasjonatów.


Powrót do korzeni… rzecz o tym jak rosyjska baletnica zainteresowała Hindusów ich własną kulturą…
29 lutego (niektórzy to mają szczęście;) ), w bardzo tradycyjnej, bramińskiej rodzinie mieszkającej w Maduraju- „najświętszym mieście Tamil Nadu”, kolebce cywilizacji drawidyjskiej, przyszła na świat Rukmini Devi. Jak sama później przyzna- wyrosła w dwóch światach równocześnie: w świecie teozofii, którą zajmował się jej ojciec, i w świecie ortodoksyjnej indyjskiej tradycji, co nie zawsze udawało się pogodzić… Nie miała okazji zgłębić żadnej z tradycyjnych sztuk Indii, poza muzyką. Młodziutka Rukmini Devi, zakochała się w wykształconym Angliku, członku Towarzystwa Teozoficznego - dr G.S. Arundale i wyszła za niego za mąż, wywołując tym samym ogromny skandal w ortodoksyjnym, tamilskim, bramińskim świecie, przez co młodzi małżonkowie musieli salwować się ucieczką z miasta. Młoda indyjska dziewczyna i obcokrajowiec!!! Toż to nie do pomyślenia!
Wraz z mężem, Rukmini Devi Arundale dużo podróżowała, pracowała, udzielała się w różnych środowiskach międzynarodowych, międzykulturowych… Dało jej to możliwość spojrzenia na Indie z dystansu, w szerszym kontekście kulturowym i odkrywając świat zaczęła zwracać uwagę na wielki wkład cywilizacji indyjskiej w światową kulturę, sztukę, naukę.
Gdy podczas jednej ze swych niezliczonych podróży, Rukmini Devi spotkała rosyjską tancerkę Annę Pawłową, zakochała się w balecie i w tańcu jako środku ekspresji w ogóle. To dzięki Annie Pawłowej właśnie, zainteresowanej tradycją taneczną Indii, Rukmini Devi Arundale zaczęła powoli odkrywać, że tradycji takiej nie ma… A dokładniej- była, może gdzieś jeszcze jest, ale nikt o niej nie wie, nie pamięta, albo nie chce pamiętać.
W dawnych Indiach popularne formy tańca rozwijały się równolegle z tańcem towarzyszącym rytuałom świątynnym, którym zajmowały się dewadasi- tancerki świątynne „zaślubione bogu”. Cieszyły się powszechnym szacunkiem, były wykształcone i całkowicie oddane sztuce, świątyni i bogom… Taniec był domeną dewadasi, aż do momentu, gdy nastąpił upadek pozycji tancerek, i rozpoczęła się publiczna kampania na rzecz zakazania ich działalności. Proces ten osiągnął swe apogeum pod koniec XIX wieku, kiedy to Brytyjczycy przyjęli rolę „stojących na straży” moralności lokalnego społeczeństwa, a wielu Hindusów (szczególnie braminów) uległo wpływom tej „moralności wiktoriańskiej”. Dewadasi uważano za kobiety o złej reputacji- mówiąc wprost i bez owijania w bawełnę- za świątynne prostytutki. Starano się zdyskredytować zarówno sam taniec jak i osoby zajmujące się tą sztuką. I udało się… Na szczęście tylko na pewien czas.
Rukmini Devi zaczęła odkrywać na nowo Indie, tradycję, kulturę i zapomnianą sztukę. Udało jej się namówić wielkich guru i artystów, by zaczęli uczyć ją poszczególnych aspektów tańca, niuansów techniki tanecznej, od podstaw. Wcześniej nie istniał bowiem żaden system, żadna konkretna metoda, podręcznik do nauki tańca… Nikt nie uczył się „podstawowych kroków”, a raczej, by zmotywować tancerzy- uczono ich od razu trudniejszych kompozycji tanecznych, uczono kopiowania pięknych ruchów, gestów, uczono jak „czuć taniec”, jak „być tańcem”… Nikomu nie był potrzebny do szczęścia żaden podręcznik ani żadna metodyka.
Rukmini Devi jest autorką wielu zmian i innowacji, które miały na celu usystematyzowanie procesu nauki tańca znanego dziś pod nazwą Bharatanatjam. „Wyprowadziła” taniec ze świątyni na scenę dostępną dla wszystkich, założyła Kalakszetrę- instytucję kształcącą tancerzy zarówno w zakresie teorii jak i praktyki. Mniej więcej w tym samym czasie podobnych „wyczynów” dokonali: Rabindranath Tagore (przypominając ludziom o istnieniu tańca Manipuri, wykorzystując go do tworzenia swych spektakli teatralno-tanecznych) i poeta Vallatol, który założył w Kerali instytut kształcący artystów Kathakali.
Obecnie mamy w Indiach osiem stylów tanecznych, odrestaurowanych, ocalonych od zapomnienia, uznanych przez Sangeet Natak Academi za klasyczne.


Wielkie tradycje zaczęły odradzać się w Indiach i zachwycać ludzi poza granicami kraju.
A Anna Pawłowa powinna dostać nagrodę od rządu indyjskiego za, jak to ujęła Kapila Vatasyayan (wspaniała znawczyni i badacz indyjskiej sztuki) „odnalezienie i zwrócenie nam- Hindusom naszej kultury i sprowadzenie na właściwą drogę naszych wielkich osobistości w dziedzinie tańca…”.

Foto: prywatne zbiory autorki; zdjęcie Rukmini Devi- hindu.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz