niedziela, 1 listopada 2009

Z cyklu: Tańczą bogowie..., czyli rzecz dla prawdziwych pasjonatów.


"Zrodzone z wody...". Złoto i drogocenne kamienie pokrywają sięgającą najwyższych niebios górę Meru, która jest osią świata, i siedzibą bogów. Wokół niej krążą Słońce, Księżyc i planety. Góra Meru zwana jest także Amaradri- Górą Nieśmiertelnych. Bogom udało się bowiem, ubijając wody wiekiego oceanu, zdobyć amrytę- nektar nieśmiertelnosci. Zanim pojawił się ów niezwykły nektar, z wody wyłoniły się inne skarby... Z morskiej piany wyszły nieskazitelnej urody nimfy niebiańskie- apsarasy. Zostały żonami gandharwów (muzyków) i pierwszymi tancerkami w królestwie ponad ziemią.
Według mitu zawartego w Traktacie o Teatrze, apsarasy miał stworzyć sam bóg Brahma, aby udoskonaliły taniec, ubogaciły go swym naturalnym wdziękiem i gracją...
Pierwszym i najważniejszym tancerzem jest Śiwa Nataradźa. Jest on źródłem rytmicznej harmonii kosmosu. Tworzy świat w tańcu... Wszechświat może istnieć dopóty, dopóki Śiwa, otoczony płomiennym okręgiem, wykonuje swój szaleńczy taniec... Mit nadaje znaczenie światu i życiu. Hindusi wierzą, że to bogowie pozwolili zwykłym śmiertelnikom uczestniczyć w rytuale, jakim jest taniec. Tancerz ma uosabiać dwa światy- ma pomóc widzowi dostrzec nie tylko rzeczywistość, która go otacza, ale też to, co dostrzec może jedynie przez całkowite oddanie się bóstwu. Artysta nie chce oczywiście dorównywać Bogu, a taniec ma być aktem ofiarowania siebie poprzez utożsamienie z "Siłą Wyższą", z Absolutem.
A ja wierzę, że dla nas (nie- hinduistów) tym Absolutem może być Sztuka sama w sobie. Tylko czy damy radę się w tej konwencji odnaleźć...?

Foto: prywatne zbiory autorki

1 komentarz: